To żółty liść klonu zwyczajnego rozpoczyna moją jesień. To drzewo wpisało się w krajobraz naszych parków i przydrożnych alei, ale jest w przeciwieństwie do wielu obcych gatunków klonów naszym rodzimym, który rośnie w naszych lasach od wieków. Mamy też w Polsce inne klony, mniej rodzimych, a więcej obcych, często w ozdobnych odmianach.
W Polsce występują trzy rodzime gatunki klonów. W naturze, w naszym regionie spotkamy klon zwyczajny. Natomiast na południu i zachodzie naszego kraju znajdziemy jawor, chociaż i ten klon jest sadzony w naszych parkach. Z kolei klon polny jest uznawany za najmniej wymagający i zdaniem ekspertów najlepiej poradzi sobie z globalnym ociepleniem.
Liść klonu jest nie do pomylenia z żadnym innym liściem. Jego charakterystyczny kształt przydaje tym drzewom dostojności. Łacińska nazwa klonu zwyczajnego – Acer platanoides – wskazuje zresztą na jego podobieństwo do platana, który również spotkamy w miejskiej zieleni.
Klon zwyczajny jest drzewem znoszącym półcień. Jest uznawany za gatunek bardziej wytrzymały niż jawor. Dlatego często pod okapem drzew, wydawałoby się w cieniu, dostrzeżemy wschodzące podrosty klonów. Jeśli przyjrzymy się im uważniej będą przypominały taką mikro-puszczę. Kilka takich miejsc odwiedzam regularnie już poza Białymstokiem i nigdy nie mogę się nadziwić temu, jak ten klon sobie w tych miejscach radzi.
W miejskich parkach takich klonowych „gęstwin” nie znajdziemy. Jednak wystarczy ruszyć do Lasu Zwierzynieckiego, i tam w dość mrocznym w okresie ulistnienia lesie, znajdziemy klony, które rosną pomimo niesprzyjających warunków. Jednak taki samosiew musi stawić czoło wielu przeszkodom, a jego los nie jest wcale taki pewny.
Klon zwyczajny nie jest długowiecznym drzewem. Dożywa do 150 lat, czym różni się od jaworów, które potrafią dobić do 200, 300, a nawet 500 lat. Rośnie dość szybko, osiągając w wieku 50 lat wysokość do 17 metrów. Tempo wzrostu spada wraz z wiekiem drzewa, ale bywają takie klony, które mają i po 30 metrów. Co ciekawe klon może wykształcać wiele odrośli ze swoich pniaków.
Charakterystyczną częścią klonu jest jego owoc, ze skrzydełkami. Podejrzewam, że wiele osób czytających ten wpis wciąż pamięta zabawy z przyklejaniem sobie do nosa tych skrzydełek. Jednak klon przynosi również szereg innych korzyści. Oczywiście nie mam tu na myśli północnoamerykańskiego klonu cukrowego i słynnego syropu pozyskiwanego z tego drzewa. Nasz klon zwyczajny może dostarczyć nam witamin i cennych substancji odżywczych, jeśli sięgniemy po kwiaty klonu. Zalanie ich wrzątkiem i przyrządzenie herbatki ma podobno działać bakteriobójczo i przeciwwirusowo.
Wspomniałem już o klonie polnym. Zdaniem doktora Piotra Tyszko-Chmielowca, z którym rozmowę znajdziecie na łamach Dzikiego Białegostoku, klon polny jest dobra odpowiedzią na zmiany klimatu. Jeśli chcemy sadzić drzewa w mieście wydaje się być bardzo dobrym gatunkiem. Jest rodzimy i jak mówił mi wymieniony przed chwilą ekspert – „to jest drzewo średniej wielkości, idealne do miasta, w którym nie zawsze jest przestrzeń w wąskich ulicach”. Jest to gatunek bardziej ciepłolubny, ale radzi sobie również, jeśli go posadzimy, w naszym regionie.
Jednak oprócz tych trzech rodzimych gatunków klonów mamy również gatunek uznawany za obcy, sprawiający sporo problemów. Mam tu na myśli klon jesionolistny. Ten gatunek pochodzi z Ameryki Północnej i jak sama jego nazwa wskazuje, ma liście przypominające jesion. Przyjmuje się, że w Polsce był odnotowany po raz pierwszy pod koniec XIX wieku. W części krajów, gdzie został zawleczony uznaje się ten klon za inwazyjny. W Polsce, gdzie jest gatunkiem obcym, spotkamy go najczęściej w dolinach rzek. Jego marsz w naszym kraju przybrał na sile w latach 50. ubiegłego stulecia. Wciąż jest traktowany jako gatunek ozdobny, sadzony w ogrodach i parkach. Używany jest również do rekultywacji terenów zniszczonych przez działalność przemysłową. Co ważne rozsiewa się drogą powietrzną i wodną, zajmując kolejne obszary. Przez przyrodników jest uznawany za zagrożenie dla rodzimej przyrody. Wypiera wiele krajowych gatunków i odpowiada za trudne do zatrzymania zmiany w nadrzecznych i bardzo cennych lasach łęgowych. Wydaje się jednak, że tej ekspansji do końca nie powstrzymamy. Podobnie jak w przypadku wielu innych gatunków, które zawlekliśmy do Polski, sadząc w przydomowych założeniach parkowych. Pozostaje nam oswoić się z ich obecnością, reagować tam, gdzie są obszary chronione i preferować mniej ekspansywne gatunki klonów, a przede wszystkim sadzić klony rodzime. Mamy aż trzy gatunki, i wszystkie trzy w klimacie Białegostoku się utrzymają.
Oczywiście inne ozdobne gatunki i odmiany klonów potrafią wyglądać bardzo ciekawie i ładnie. Ich liście mogą przybierać różne barwy. Nie będę ukrywał, że lubię i takie klony, i nie należę do tych bezwzględnych przeciwników obcości w ogrodzie. Sam mam kilka takich gatunków w moim ogródku, ale wszędzie tam, gdzie możemy dać szansę tym naszym, rodzimym, klonom, bardzo polecam ich sadzenie.
Paweł Średziński
Cytowana literatura:
Jaworski A., Hodowla lasu, t. III, Warszawa 2011