Przejdź do treści

Pechowiec z Kolchidy

Kiedy zacząłem przygotowywać się do pisania o bażancie, długo myślałem nad właściwym tytułem. Nie jest to gatunek rodzimy. Nie jest tak dobrze dostosowany do przetrwania w naturze, w warunkach panujących w Polsce. Gdyby nie ludzie, którzy chcieli mieć egzotyczny gatunek do polowań, nie byłoby bażantów ani w Białymstoku ani w innym miejscu. Jednym słowem pechowiec, bo spodobał się człowiekowi.

Bażanty pochodzą z Kolchidy, historycznej krainy rozciągającej się nad wschodnimi brzegami Morza Czarnego na terenie obecnej Gruzji. Stąd nazwa łacińska bażanta – Phasianus colchicus. W Europie był już znany w czasach starożytnej Grecji. Ściągnięty na Półwysep Apeniński jeszcze w czasach Imperium Rzymskiego, w zachodniej Europie zaczął pojawiać się we wzmiankach źródłowych w XI wieku. Na ziemie polskie zawitał później, i pojawiał się na nich stopniowo. Pierwszym regionem, gdzie sprowadzono bażanty był szesnastowieczny Śląsk. Kolejne trzy stulecia zajęło ludziom wsiedlanie tego gatunku w innych rejonach Polski. Zdaniem ornitologa, Grzegorza Grygoruka, obecną liczebność samców bażanta można ocenić na 60-100 osobników w granicach Białegostoku. Nikt jednak kompleksowo nie liczy tych ptaków w naszym mieście.

Zakładnik

Badacze ptaków podkreślają, że współczesny bażant jest efektem mieszania różnych form tego gatunku, które wykształcały się w zależności od rejonu skąd pochodziły ptaki, zanim trafiły do Europy. Stąd stosuje się nazwę bażant łowny lub bażant zwyczajny, bo nie należały one wyłącznie do formy kaukaskiej, kolchidzkiej a przejęły cechy od innych form ptaków występujących w innych rejonach Azji. Jednym słowem – hybryda.

Bażant jest dość sporym ptakiem. Samiec waży do półtora kilograma i wygląda rzeczywiście bardzo efektownie. Zielony połysk głowy i szyi, charakterystyczne nieopierzone fałdy wokół oczu, różne odcienie grzbietu i długi ogon. Stanowi niewątpliwie bardzo ozdobny gatunek. Samice są mniejsze i skromnie ubarwione.

W swoim naturalnym środowisku i kolchidzkiej ojczyźnie, bażant preferował, jak pisze Jan Sokołowski – „lasy łęgowe o gęstym podszyciu i przestrzenie porosłe wysokimi trawami lub trzcinami”. W Polsce też lubi kryć się w wysokich trawach, w zaroślach, tam, gdzie znajdzie kępy drzew i krzewów. Spacerując po jeszcze niezabudowanych nadrzecznych łąkach nad Białą jest duża szansa, że usłyszymy specyficzny głos bażanta. Jest trochę metaliczny, przynajmniej takim mi się wydaje. Posłuchajcie zresztą sami tego charakterystycznego „kochok”.

Tym dźwiękom towarzyszy często trzepotanie skrzydeł. Jednak bażant nie jest wytrwałym „lotnikiem”. Podrywa się, żeby uciec przed zagrożeniem i ukryć. W Polsce przyjęło się traktować bażanta jak pożyteczny gatunek. Przynajmniej od chwili kiedy pojawiła się informacja o bażantach i ich zdolności do zwalczania stonki ziemniaczanej. Korzystają z tego osoby zajmujące się uprawą kartofli, jak chociażby rolnicy, którzy wypuścili 100 bażantów na dwuipółhektarowe pole i można ten moment obejrzeć na filmie.

Bażant nam nie wyginie

Wiosną odbywa się rywalizacja między samcami. Te samce, które już jesienią zgromadziły swój harem, będę musiały w czasie toków stoczyć walkę z samcami. O ile takie się pojawią. Potem następuje złożenie jaj i samice bażantów wysiadują je przez 24-25 dni. Początkowo, jak pisze Jan Sokołowski, samice są dość płochliwe i wypłoszone z gniazda mogą do niego nie wrócić. Po pierwszych dwóch tygodniach samica już twardo pilnuje przyszłego przychówku.

Jednak tutaj trzeba podkreślić, że bażantów nie byłoby w Polsce, gdyby nie sztuczne podtrzymywanie ich populacji. W tym działaniu głównymi interesariuszami są osoby zajmujące się polowaniami na bażanty. Niektórzy amatorzy łowiectwa, jak jeden z byłych ministrów środowiska, strzelali kilka lat temu do bażantów wypuszczonych wprost pod lufy z klatek.

Hodowle bażantów są niezbędne do tego, aby podtrzymywać ich obecność w łowisku, a w konsekwencji miłośnicy polowań mieli na co polować. Obecność bażantów w świecie polskiej przyrody jest zatem taką niekończącą się opowieścią o sztucznym utrzymywaniu przy życiu populacji. W ośrodku hodowli rosną kolejne bażanty, które potem wypuszcza się na łąki i pola. Część z nich ginie, bo w warunkach poza hodowlą nie ma już obronnego parasola zagrody i klatek. Dzieje się tak nawet, jeśli poprzedzi to proces aklimatyzacji i „przyuczania” do życia w naturze przed uwolnieniem.

Dobrze ten paradoks bażanta wyjaśnia jego opis na stronie Niech żyją!: „Bażanty nie cieszą się niestety u nas dobrą reputacją. Ich tendencje samobójcze nie są jedyną tego przyczyną. Ornitolodzy reagują na Bażanty z pogardą, bo uważają, że to gatunek obcy i wcale nikomu niepotrzebny w naszej dzikiej polskiej przyrodzie. Działania myśliwych jedynie pogłębiają pogardę wobec Bażanta, bowiem hodują oni Bażanty jak kury – w klatkach – a kiedy ptaki te trochę podrosną, wypuszczają je z tych klatek tylko po to, żeby zaraz do nich strzelić. Taki to perwersyjnie absurdalny bywa los przeciętnego polskiego Bażanta”.

Podsumowując – nie musimy wypuszczać bażantów i to co mówią ornitolodzy nie powinniśmy. Ich populacja nie jest rodzima, została wprowadzona przez ludzi, a świat przyrody ich nie potrzebuje. To podtrzymywanie bażantów w środowisku jest wyłącznie rezultatem zupełnie ludzkiego planowania. A to, że w Białymstoku dawniej hodowano bażanty, możemy odczytać na mapie miasta, gdzie znajdziemy miejsce nazywane Bażantarnią. A te, które żyją dziś na wolności – niech żyją, a ludzie mogliby dać im spokój.

Paweł Średziński

Cytowana literatura:

Kruszewicz A. G., Ptaki Polski, t. I, Warszawa 2008
Bażant, Niech żyją!, https://niechzyja.pl/pechowa-13-tka/bazant/, dostęp 12.08.2022
Sokołowski J., Ptaki Polski, Warszawa 1988
Sokołowski J., Ptaki ziem polskich, t. I, Warszawa 1958

Roześlij dalej!