W Białymstoku wciąż brakuje kilku obszarów chronionych. Pomimo zgłaszanych propozycji nie powstały, a czas działa najczęściej na ich niekorzyść. Im dłużej zwleka się z decyzjami, tym trudniej potem utworzyć taki obszar. Tam, gdzie przyrodnicy mówili o potrzebie ochrony, mogła już wejść zabudowa.
Białystok nie jest na pewno w czołówce miast pod względem wielkości obszarów prawnie chronionych. Jest na czternastym miejscu wśród polskich stolic wojewódzkich, i jak podkreślali autorzy „Ekofizjografii Białegostoku”, zajmują one zaledwie 1,02 procent obszaru miasta.
Profesor Aleksander Władysław Sokołowski w swoim opracowaniu poświęconym przyrodniczym obiektom chronionym w ówczesnym województwie białostockim wymieniał projektowane rezerwaty „Antoniuk”, „Las Zwierzyniecki” i „Bagno”. Było to w 1991 roku. „Antoniuk” został powołany cztery lata później. „Las Zwierzyniecki” powstał w 1996 roku. O obu już pisałem. Nie powstał ten trzeci, wymieniony przez Sokołowskiego, czyli „Bagno”.
W 2011 roku został dokonany ponowny przegląd obszarów cennych przyrodniczo. Wśród rezerwatów, tym obszarem do utworzenia wciąż było wspomniane „Bagno”. Tak pisali o nim dekadę temu autorzy „Ekofizjografii”: „Położony jest we wschodniej części Białegostoku w uroczysku Bagno pomiędzy dzielnicami Skorupy, Pieczurki i Przemysłowa. Powierzchnia obiektu wynosi 32 ha. Celem rezerwatu jest ochrona fragmentu lasu częściowo naturalnego pochodzenia z naturalną roślinnością zawierającą w swym składzie rzadkie i podlegające ochronie prawnej gatunki roślin”. Na terenie rezerwatu dominuje sosna, w wyniku wprowadzenia tego gatunku przez ludzi. Jednak jej miejsce zaczęły zastępować gatunki liściaste. Sokołowski naliczył w „Bagnie” 200 gatunków roślin naczyniowych, a wśród nich 19 gatunków drzew i 12 krzewów. Stwierdził również występowanie pięciu gatunków chronionych z rodziny storczykowatych: storczyk szerokolistny, storczyk krwisty, storczyk plamisty, listera jajowata i kruszczyk błotny.
Innym obszarem zgłoszonym już w 2011 roku do ochrony rezerwatowej był łęg w północno-wschodniej części Lasu Pietrasze. Autorzy „Ekofizjografii” opisywali to miejsce w następujący sposób: „Biorą stąd początek liczne, niewielkie strumyki, które łączą się w jeden ciek znajdujący ujście w małym zbiorniku wodnym położonym poza granicami lasu. Między niszami źródliskowymi znajdują się niewielkie płaty torfowiska wiszącego. Taka forma torfowiska jest bardzo rzadko spotykana na Podlasiu, dlatego też istnieje pilna potrzeba objęcia tego obiektu szczególną ochroną”.
A jeśli tworzenie rezerwatu zależało ode mnie, to wskazałbym bym bez cienia wątpliwości na dolinę Jaroszówki. Jak napisali autorzy „Ekofizjografii Białegostoku” – „podobne doliny i układy hydrologiczne występują obecnie jedynie w młodych krajobrazach polodowcowych, np. na Pojezierzu Suwalskim”. Krajobraz Jaroszówki dopełniają zróżnicowane siedliska, te związane ze źródliskami, jak i lasy, oraz łąki i stawy, które powstały na tym strumieniu. Pisałem już o niej, ale powtórzę raz jeszcze – miejsce bez wątpienia magiczne.
Rzeczne doliny
W rozmowie o przyszłości obszarów cennych przyrodniczo w mieście nie należy jednak myśleć wyłącznie o rezerwatach. Największym zagrożeniem jest presja na doliny rzeczne. Często te ostatnie niezabudowane skrawki gruntów nad Bażantarką, Białą i Jaroszówką, są ostatnimi ostojami przyrody w miejskiej strefie. W polskim prawie wciąż brakuje takiej formy ochrony, która skutecznie zatrzymałaby przekształcanie takich terenów. A przydałaby się, bo nie wszędzie istnieje potrzeba ustanawiania rezerwatów. Rezerwaty oznaczają szereg ograniczeń.
Tymczasem tereny ciekawe przyrodniczo mogą stanowić miejsca, gdzie moglibyśmy odpoczywać razem z przyrodą. Ich dostępność nie musi być ułatwiona. Deptaki, kładki i ścieżki nie powinny powstawać w takich miejscach. Zmieniają w pewnym sensie wygląd takich miejsc, które lepiej, żeby zamiast elementów małej architektury zaznały trochę dzikości.
Lasy miejskie
Pandemia dowiodła, że coraz bardziej docenia się fakt obecności lasów – te zajmują niecałe 30 procent powierzchni miasta i plasują Białystok na siódmym miejscu wśród miast wojewódzkich – w miejskiej przestrzeni, które stały się często najlepszym miejscem spacerów w czasie covidowych ograniczeń. Coraz bardziej pragniemy być bliżej natury, co jest dobrym prognostykiem na przyszłość.
Tocząca się w ostatnich miesiącach dyskusja o tak zwanych lasach społecznych w Białymstoku i jego sąsiedztwie jest kolejnym dowodem na to, że coraz więcej osób dostrzega konieczność zostawiania drzew na pniu, a nie traktowania lasów miejskich jako lasów gospodarczych. Nie musimy ciąć wszędzie. Zupełnie inaczej będzie wyglądał Las Pietrasze, Las Antoniuk, czy wreszcie Las Solnicki, jeśli zarządzające tym obszarem nadleśnictwo zgodziłoby się na przydzielenie tym obszarom szczególnego statusu, ale również na rezygnację z jakiejkolwiek wycinki w tych miejscach. Dyskusja o tym, jaką rębnię zastosować, jakie prace prowadzić w takich lasach, nie jest najszczęśliwszym rozwiązaniem, chociaż na pewno jest krokiem do przodu, wykonanym pod presją ruchów społecznych i aktywistów, którzy nie zgadzają się na wycinki w ich miejskich lasach.
Dobrze byłoby też, gdyby miejscy planiści zaczęli coraz bardziej brać do serca propozycje tak często cytowanej przeze mnie „Ekofizjografii”. Jest ona dokumentem kluczowym, chociaż przydałoby się ponowne sprawdzenie, jak wyglądają miejsca opisane w tym opracowaniu po dziesięciu latach. Z pewnością nie zmienia się jedno. Konieczność zabezpieczenia rzecznych dolin, ich renaturyzacja, tam, gdzie to będzie możliwe i wyłączenie z gospodarki leśnej miejskich lasów. To takie minimum, które w czasach kryzysu klimatycznego pomoże nam zaadaptować się do warunków globalnego ocieplenia.
Paweł Średziński
Cytowana literatura:
Ekofizjografia Białegostoku, t. II, Ocena i funkcjonowanie środowiska, Uwarunkowania ekofizjograficzne, oprac. W. Kwiatkowski, K. Gajko, Białystok 2012
Sokołowski A. W., Przyrodnicze obiekty chronione województwa białostockiego, Białystok 1991