Sporo już było opowieści o dzikich sąsiadach w naszym mieście. W naszych domach mieszkają często ich krewniacy, którzy udomowieni, wiernie nam towarzyszą. Psy i koty stają się wręcz członkami naszych rodzin, ale warto pamiętać, na co nie powinniśmy im pozwalać, kiedy jesteśmy w miejskim lesie, na nadrzecznej łące lub spacerze w innym dzikim zakątku.
Wiele osób wyobraża sobie, że skoro idziemy z psem do lasu, to niech się w tym lesie nasz pupil wybiega. Wydaje nam się, że bardzo dobrze znamy naszego czworonoga. Ufamy mu. W końcu nasz piesek nie zrobi nikomu krzywdy. Na pewno będzie posłuszny. A jednak dzieje się inaczej i wspominam o tym z pełnym przekonaniem jako psiarz i wielki miłośnik psów. Tak należę do frakcji psiej, a za kotami, o których też będzie więcej za chwilę, szczególnie nie przepadam. Pies domowy, krewniak wilka, kryje w sobie instynkty, o które często go nie podejrzewamy.
Mój piesek by tego nie zrobił?
Przykładów mogę mnożyć wiele z własnego doświadczenia. Najczęściej dotyczą moich spacerów z psem. Miałem w przeszłości takie chwile, kiedy psa puszczałem na chwilę luzem. Wtedy wstępowało w mojego pupila coś, co można określić słowem „zew”. Był wyjątkowo skuteczny w wyszukiwaniu odchodów innych gatunków ssaków, i było już za późno na reakcję, kiedy tarzał się w kupie. Od tamtych prób z zawierzeniem w subordynację psa minęło już sporo lat. Dziś chodząc z psem nigdy nie spuszczam go ze specjalnej linki, która wraz z uprzężą doskonale pasuje na spacery. Oczywiście daje mu się czasami poprowadzić, kiedy łapie trop lub zapach, bo potrafi skierować mnie do wilczej ofiary w lesie lub pomóc w trafieniu na ślady bytowania zwierząt. Zawsze mojemu czworonogowi się przyglądam, kiedy unosi w górę głowę i wciąga zapach. Często jest to znak, że przechodziło tędy większe zwierzę. Jakkolwiek mój pies ma słaby wzrok, a węch w zależności od kierunku wiatru, nie musi mu zdradzać bliskiej obecności innych gatunków. Bywa wtedy tak, że tuż przed nami, leśną drogą biegnie kilka saren, ale pies ich nie widzi. Dopiero kiedy dotrzemy do miejsca tego przecięcia naszych tropów ożywia się i chciałby ruszyć ich śladem, ale na to mu nie pozwalam. Być może wiele osób uzna mnie za skrajnego ortodoksa w kwestii psiej, ale z całym przekonaniem zawsze będę powtarzał – pies bez linki czy smyczy może się wybiegać, ale na ogrodzonej posesji lub w wyznaczonych do tego miejscach.
Kolejne przykłady nie dotyczą już mojego psa, ale psów spotykanych w czasie moich wędrówek po dzikich zakątkach naszego miasta i jego okolic. Już wielokrotnie widywałem psy bez żadnego nadzoru, które biegają po lesie czy łące i płoszą dzikie zwierzęta. Ze zdziwieniem wiele osób obserwowałoby niewielkiego psa goniącego za dużym, dorosłym samcem łosia, i ujadającego za nim trop w trop. Łoś, którego wspomniałem, sprawiał wrażenie zaniepokojonego. Innym razem dwa niewielkie psy pędziły zawzięcie za samcem sarny, i chyba tylko fakt, że stanąłem przypadkowo na ich drodze, między nimi i ich ofiarą, dały możliwość odbicia się tego dzikiego zwierzaka od dwójki prześladowców. Psy widząc mnie zatrzymały się i wydawały się gotowe do rezygnacji z pogoni. Są jednak i jeszcze mocniejsze obrazki. Kiedy grupa dużych psów, pozostawionych bez nadzoru, pędziła znów samca sarny, a ten ostatkiem sił próbował im uciec. Wiem, że udało mu się dobiec do pobliskiego lasu, ale jaki był finał tej pogoni, tego nie byłem w stanie już ustalić.
Inne zdarzenie dotyczyło już bezpośrednio mnie i mojego psa. Jeden ze spacerowiczów uznał, że będzie chodził z dużym psem bez smyczy po Lesie Pietrasze. Kiedy podszedł do nas, jego pies zaczął rzucać się na mojego – spokojnego w takich sytuacjach psa – a właściciel próbował przytrzymać agresywnego pupila za obrożę. Kiedy zwróciłem mu uwagę, że po lesie chodzimy z psem na smyczy, to prowadzący swojego pupila odparł, że to nic nie da i on tak psa nie utrzyma. Na szczęście udało mi się ominąć bokiem wspomnianego spacerowicza a jego pies nie został spuszczony.
Jest jeszcze jeden aspekt wędrówek z psem, których nie pilnujemy i nie kontrolujemy w lesie. Poza tym, że nasz pies może stać się prześladowcą, a nawet zagryźć inne zwierzę, to też może, już poza miastem, tam, gdzie występują wilki, stać się ich ofiarą. Pokrewieństwo między wilkami a psami nie zwalnia ich wzajemnych relacji z niechęci. Wilk traktuje najczęściej psa jako konkurenta i nie będzie wahał się z podjęciem decyzji. A ta często oznacza zabicie konkurenta. To dlatego w rejonach występowania wilków stanowią one dość ważnego sprzymierzeńca w eliminacji psów chodzących luzem bez nadzoru. Mogą też zaatakować psy, które niestety nierzadko bywają trzymane na łańcuchach, jeśli posesja nie jest wygrodzona lub to wygrodzenie nie jest solidne.
„Taki ładny kotek”
Przejdźmy teraz do udomowionego kota. Jest to zwierzę, które najczęściej może się kojarzyć z tępicielem gryzoni. Tak było postrzegane przez stulecia. Dziś koty są bardziej pupilami niż zwierzęciem do spraw ograniczania liczby gryzoni przebywających wśród ludzi. Niestety nie zmienia się jedno – beztroskie wypuszczanie kotów bez opieki i nadzoru. Kot na takim spacerze bez opiekuna może porządnie nabroić i zamienić się w morderczo skutecznego łowcę.
W 2019 roku w mediach gruchnęła wiadomość o skali problemu. Zdaniem naukowców ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie i Instytutu Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk w Białowieży, koty zabijają każdego roku w Polsce aż „631 mln ssaków i niemal 144 mln ptaków”. To oczywiście tylko szacunki i tych kocich ofiar może być więcej. Jak możemy przeczytać na łamach serwisu Nauka w Polsce: „W przypadku ptaków ofiarą kotów padają najczęściej popularne gatunki, które gniazdują w pobliżu ludzkich osiedli. Są to np. wróble, mazurki czy szpaki – gatunki, których liczebność generalnie w Polsce maleje. Na atak kotów narażone są też ptaki zakładające gniazda na ziemi, np. pliszka żółta, skowronek czy pokląskwa. Prowadzone w Anglii badania wskazują, że koty mogą odpowiadać nawet za 30 proc. przypadków śmierci w tamtejszej populacji wróbla. Koty mogą też wpływać na ptaki pośrednio. Badania amerykańskie dowodzą np., że stres wywołany ich obecnością może zmniejszać płodność u ptaków”.
Ta skala jest rzeczywiście ogromna. Niejednokrotnie widywałem koty zasadzające się na ptaki na podwórku pod moim blokiem w mieście. Widywałem też koty niosące upolowanego ptaka. W tym kontekście zaskoczyła mnie mocno postawa kociarzy, których część dość gwałtownie zaatakowała posty w mediach społecznościowych, gdzie znalazły się wzmianki o wpływie kotów na populacje dziko żyjących zwierząt. Wiele komentarzy było pełnych otwartej niechęci, stawało w obronie kotów. Mówienie o tym, że koty powinny być pod dozorem człowieka, nie powinny chodzić luzem, spotykało się z ostrą krytyką. Tymczasem nie oszukamy kociej natury. To drapieżnik, podobnie jak pies. Jest udomowiony, ale instynkt łowiecki w nim wciąż drzemie i budzi się w przypadku zauważenia potencjalnej ofiary.
Mówi się o tym, że koty mogłyby być wyposażone w dzwonki, co ostrzegałoby na przykład ptaki. Jest to nieskuteczna metoda i nie zwalnia nas z odpowiedzialności za naszego pupila. Pilnujmy naszych kotów, podobnie jak psów i nie pozwalajmy im na swobodny wybieg.
Zdaję sobie sprawę, że nasi czworonożni pupile, czy to psy, czy to koty, kradną naszą sympatię i nasze serca. Jednak chciałbym również, aby nasze przywiązanie do zwierząt, które są często traktowane jako członkowie naszych rodzin, charakteryzował szacunek wobec życia naszych dzikich sąsiadów. Pilnujmy naszych psów i kotów. Nawet na przyblokowym podwórku potrafią zaszkodzić ptakom, które w mieście odnalazły swój w miarę bezpieczny azyl.
Paweł Średziński
„Mój sąsiad dzik” jest realizowany dzięki stypendium artystycznemu Prezydenta Miasta Białegostoku.