Przejdź do treści

Obcy

Gatunki obce i inwazyjne mogą nieźle namieszać w świecie naszej przyrody. Problem z nimi polega na tym, że nie trafiły do nas w rezultacie naturalnej migracji, jak miało to miejsce w przypadku szakala, którego nie należy traktować w kategoriach zagrożenia. Zostały najczęściej sprowadzone przez człowieka na kontynent europejski i okazały się na tyle plastyczne, że rozpoczęły swoją ekspansję w nowym miejscu.

Wśród najczęściej wymienianych ssaków drapieżnych uznawanych za obce i inwazyjne znalazły się jenot, norki amerykańskie, a ostatnio coraz częściej są nimi szopy pracze. Zacznijmy jednak od psowatego – czyli jenota.

Powolniak

Jenot to gatunek, który pochodzi ze wschodniej Azji. Został jeszcze w XX wieku przywieziony przez człowieka na obszar Białorusi i Ukrainy, skąd rozpoczął swoją ekspansję. W pokonaniu ogromnego dystansu jaki dzieli jego rodzime siedlisko od nowego miejsca do życia pomógł mu bez wątpienia człowiek.

Ilekroć obserwuję jenoty wydają się być stosunkowo nieporadne. Trochę gapowate. Niespiesznie drepczą przed siebie. Niektórzy doszukują się w nim pewnych podobieństw do borsuka. Inni do szopa. Jednak jenota nie łączą z nimi więzy pokrewieństwa. Wyróżnia się długim tułowiem osadzonym na krótkich łapach. Jeśli ktoś widział wcześniej jenota na zdjęciu, trudno mu będzie pomylić to zwierzę z innymi dzikimi mieszkańcami naszego miasta.

W Białymstoku jenoty możemy spotkać w sąsiedztwie rzek. Tam, gdzie jest wilgotno, wśród nadrzecznych krzewów i drzew. Jest zwierzęciem szczególnie aktywnym o zmierzchu i w nocy. A jednak udaje się go nagrać nad białostockimi rzekami dzięki fotopułapkom. Jego aktywność zależy też w dużej mierze od warunków pogodowych. W srogie zimy, które są obecnie bardzo rzadkim zjawiskiem, potrafił przechodzić w stan sezonowego odrętwienia, co pozwalało mu przetrwać nieprzyjazną porę roku. Często wybierał do tego nory borsuków lub lisów, których cały system bywa współdzielony przez co najmniej dwa z wymienionych gatunków. Jeśli jenot sam kopie swoją norę, nie korzystając z gotowych schronień innych ssaków, jest ona prosta z jedną komorą.

Jak już wspomniałem jenot sprawia wrażenie „powolniaka”. Umie pływać. W przetrwaniu pomagają mu dobrze rozwinięte zmysły słuchu i węchu. Jest też wszystkożercą. Chociaż zaliczamy jenota do drapieżników, to on sam nie pogardzi padliną i pokarmem roślinnym. Oczywiście drapieżnictwo zobowiązuje to zwierzę do sięgania po ssaki, ptaki, gady, płazy i bezkręgowce. Jenocie życie nie jest łatwe z powodu pasożytów i chorób, które towarzyszą tym zwierzętom. Jest gatunkiem, który w przeciwieństwie do kolejnych dwóch nie jest aż tak niebezpieczny, chociaż wciąż pozostaje zwierzęciem obcym. Takim przybyszem mimo woli.

Sprowadzone dla futra

Niestety. Futro jenota do dziś bywa  przedmiotem handlu i jenoty wciąż hoduje się dla ich włosowej okrywy. Hodowla tych zwierząt nie jest jednak tak popularna w Polsce, jak w przypadku kolejnego obcego gatunku, i to bardzo groźnego dla naszej rodzimej fauny. Jest nim norka amerykańska, nazywana też wizonem.

To właśnie ludzie przyczynili się do inwazji tego gatunku w naszym kraju. Została sprowadzona do Europy w celu hodowli dla jej futra jeszcze w latach dwudziestych ubiegłego wieku. Uciekała z nich, ale była też wypuszczana, co sprawiło, że ten północnoamerykański drapieżnik zaczął pojawiać się w kolejnych europejskich krajach. W Polsce miała być obserwowana już od początku lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Pojawiała się wszędzie tam, gdzie jest woda. Na brzegach stawów, rzek, jezior, kanałów. Co gorsza stała się śmiertelnym zagrożeniem dla innych gatunków zwierząt, w tym ptaków wodno-błotnych. Przeszkody wodne nie stanowiły bowiem dla tej norki problemu. Jest też uznawana za groźnego rywala norki europejskiej, która w Polsce wyginęła przed pojawieniem się amerykańskiej kuzynki.

Norka jest dobrym pływakiem. Potrafi nurkować. Poluje w wodzie i na lądzie. Umie też wspiąć się na drzewo. Od lat podejmuje się próby ograniczenia presji z jej strony. Jest to gatunek, który pokazuje jak niebezpieczny dla przyrody jest człowiek, który ściąga z odległych krańców świata gatunki, i stwarza tym samym zagrożenie dla naszej rodzimej fauny.

Szop pracz

Ostatnim z obcej i inwazyjnej trójki jest szop pracz. Swój pochód zaczął od zachodu. Już w 2015 roku był notowany na fotopułapkach Instytutu Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk w Białowieży. A to oznacza, że jest już na wschodzie Polski. Jak czytamy na stronie IBS PAN: „Szopy pracze zostały na początku XX wieku sprowadzone do Niemiec w celu hodowli na fermach. Wypuszczone na wolność w latach 1930. utworzyły dziko żyjącą populację, która w latach 1960. rozpoczęła kolonizację centralnej Europy. Na początku lat 1990. szopy pojawiły się w zachodniej Polsce, skąd dalej rozprzestrzeniały się na wschód Polski”.

Szopy pochodzą z Ameryki Północnej. Trudno nie odróżnić szopa z racji jego ciemnej maski na charakterystycznym pysku oraz ogona w ciemne pasy. Jest to gatunek bardzo plastyczny i potrafi zaadaptować się do różnych warunków. Jest też sprawnym wspinaczem. Ukrywa się w dziuplach, gniazdach ptaków, pniach i wielu innych miejscach. Aktywny jest nocą. Dzięki swoim umiejętnościom sprawnego drzewołaza oraz pływaka, stanowi śmiertelne zagrożenia dla wiele gatunków naszych ptaków. Jest wszystkożercą i zjada tak pokarm roślinny, jak bezkręgowce i kręgowce.

W Polsce najliczniej występował na zachodzie kraju, ale z czasem zaczął pojawiać się w kolejnych miejscach. Ma on sporą umiejętność dostosowania się do nowych lokalizacji. Uważany jest dziś, pomimo sympatycznego wyglądu, za jeden z najgroźniejszych gatunków obcych. Jego umiejętności w radzeniu sobie z przeszkodami na wysokości i z wodą sprawiają, że może znacząco dokładać się do presji na naszą rodzimą faunę.

Jest to rzeczywiście gatunek, którego nie chciałbym spotkać w naszym mieście i w Polsce. Jego obecność, przy całej mojej sympatii wobec świata zwierząt, nie oznacza niczego dobrego. Nie jest jednak winą szopa, że pojawił się u nas. Znów zawinił człowiek. Trudno jednak ten bałagan będzie ludziom posprzątać.

Paweł Średziński

„Mój sąsiad dzik” jest realizowany dzięki stypendium artystycznemu Prezydenta Miasta Białegostoku.

Roześlij dalej!