Przejdź do treści

Dzika Gwiazdka

Kiedy jak co roku mamy święta, wszystko zaczyna się obracać wokół nadchodzącej Gwiazdki, trudno mi nie pomyśleć o naszych dzikich sąsiadach. Czego mogliby sobie życzyć, gdyby założyć, że mieliby taką możliwość?

Oczywiście jest to założenie hipotetyczne. Jednak trudno nie ulec pokusie dopowiedzenia lub wypowiedzenia za dzikie zwierzęta ich życzeń, formułowanych na ludzki sposób. Jednak w wielu przypadkach nie musimy ich dopowiadać, bazując na wiedzy, która jest dostępna i dotyczy również naszego miasta.

Po pierwsze przestrzeń i siedlisko

Nie ma miejsca dla dzikich zwierząt, jeśli nie znajdą odpowiedniego siedliska i wystarczająco dużo pokarmu. Takimi dobrymi miejscami są w Białymstoku doliny rzek, stawy, miejskie lasy, parki i zielone skwery, ale też mogą być to miejscówki uznawane przez nas za zapuszczone, miejsca, gdzie po domach nie ma śladu, ale wciąż rosną drzewa owocowe. Przyjazną przestrzenią, ale z pewnymi zastrzeżeniami, mogą być również ogródki działkowe. Ważne są nawet szpary w ścianach bloków i domów, gzymsy i wiele innych miejsc.

Wystarczy wybrać się w dolinę Bażantarki, za wielkimi sklepami przy Hetmańskiej, żeby przekonać się, ile dzikiego życia może znaleźć schronienie w niezabudowanej dolinie. Ślady obecności bobrów, sarny, dziki, różne gatunki ptaków i wiele innych organizmów korzysta z tego, że nie weszła jeszcze tam zabudowa, a człowiek nie zaczął przekształcać tego miejsca. Niestety wiele takich skrawków staje się łakomym kąskiem dla inwestorów. Ich los jest co najmniej niepewny.

Podpowiedzi dotyczące tego, jak powinno wyglądać miasto Białystok, które uwzględnia również aspekt związany z ochroną przyrody, znalazły się w opracowaniu „Ekofizjografia Białegostoku”, do znalezienia na miejskich stronach internetowych. Jest to wyjątkowa publikacja, stanowiąca solidną porcję wiedzy. Powinna służyć planistom, ale pomimo, że minęło już 13 lat od jej powstania, znajdujące się w niej postulaty powołania różnych form ochrony w mieście pozostają wołaniem na betonowej pustce. Odnieść można wrażenie, że ignoruje się założenia przedstawione w tym dokumencie. A  co w nim znajdziemy? Wyraźne wskazanie, które miejsca są najcenniejsze przyrodniczo w Białymstoku. Są też propozycje dotyczące powołania obszarów chronionego krajobrazu w dolnym odcinku rzeki Białej do jej ujścia oraz w dolinie Bażantarki, powołanie nowych rezerwatów, użytków ekologicznych, parków botanicznych. Wciąż czekamy na podjęcie kroków, które byłyby realizacją tych postulatów.

Na to samo czekają dzicy mieszkańcy. To, że w mieście kolejne tereny są zabudowywane jest naturalnym procesem. Jednak jeśli ta zabudowa wchodzi na tereny wskazane jako wyjątkowo cenne, w tym przypadku wyraźnie zawodzi proces planowania. Podobnie jest z deklarowanym uwzględnianiem kwestii dotyczących ochrony klimatu i bioróżnorodności. Odnieść można wrażenie, że klimat jest w całej Polsce równany do kwestii debaty nad strefami czystego transportu, a zapomina się o adaptacji do zmian klimatu, które już dzieją się na naszych oczach. Zatrzymywanie wody, renaturyzacja dolin nawet niewielkich cieków i zakaz ich zabudowy, zatrzymanie wycinki drzew dających cień w skwarne dni i wiele innych działań – trudno tego doszukać się w tym, co jest realizowane w przestrzeni polskich miast. Z pewnością są chlubne wyjątki, ale gorzej jeśli nic w tym zakresie się nie dzieje.

W Białymstoku poważnym zagrożeniem są między innymi plany dotyczące lotniska, co może oznaczać wycinkę na obszarze dziesiątek hektarów Lasu Solnickiego, który otula nasze miasto od południa i stanowi ważną ostoję dzikich mieszkańców miasta. To w tym rejonie widziany był trzmielojad. Są też obecne inne rzadkie i chronione ptaki, których obecność nie będzie możliwa bez odstąpienia od planów wycinki drzew. Problem ten jest szerszy i dotyczy wszystkich miejskich lasów. Biorąc pod uwagę fakt, że Białystok nie należy do najbardziej zielonych miast wojewódzkich, dziwi to, że lasy w jego granicach nie zostały objęte moratorium na wycinkę i nie zmieniły swojej funkcji na stricte rekreacyjną bez funkcji gospodarczych.

Tymczasem dzikie zwierzęta skrzętnie wykorzystują każdy skrawek, który jest zostawiany przyrodzie. Niedaleko skrzyżowania ruchliwych tras, blisko wylotu na drogę ekspresową w stronę Warszawy, szumi jeszcze piękny las łęgowy, na obrzeżu doliny Białej. Wystarczy zagłębić się w ten gąszcz i zobaczyć w nim nie tylko piękne olsze, ale zobaczyć też ślady obecności bobrów, żerowania wydry, a wiosną obserwować płazy ciągnące do wciąż obecnej tu wody, sączącej się w niewielkim strumieniu.

Podobnie jest w miejskich parkach. Planty są tego dobrym przykładem, jak obecność drzew, tych starszych i podrośniętych, stwarza możliwości gatunkom korzystającym z dziupli, których nigdy nie zastąpią w tak samo skuteczny sposób budki lęgowe. Oprócz wiewiórek, tak często dających się tam zaobserwować, mamy tam również puszczyka. Grzywacze układają na gałęziach swoje niedbałe gniazda. Gawrony też z tych drzew korzystają.

Drzewa są bowiem ważnym miejscem bytowania dla wielu gatunków. Podobnie jak doliny rzeczne, mokradła, okresowo zalewane łąki, stanowiły przez wieki o wyjątkowości przyrodniczej naszego regionu, czemu kres zaczęły kłaść kolejne melioracje, prace utrzymaniowe i gospodarowanie na obszarach leśnych. A zatem tego czego mogliby sobie życzyć dzicy mieszkańcy to przestrzeń, w której znajdą schronienie i pokarm. Tu jeszcze warto zwrócić uwagę na to jak pozytywną rolę odgrywa Las Zwierzyniecki i rezerwat położony dziś de facto prawie w środku miasta. Nie bez powodu niektórzy znajomi przyrodnicy mówią mi o nim, że jest trochę taką miejską puszczą. Chroni ona nie tylko miejsca krytyczne dla bytowania różnych gatunków, ale również nas samych. Bardzo lubię tam chodzić w upalne dni i odpoczywać w cieniu, którym hojnie obdarowują tam nas ludzi i dzikich mieszkańców, rosnące w tym miejscu drzewa. Zostawia się tam również martwe drewno. A to wszystko nie byłoby możliwe bez istniejącego tam rezerwatu. Niestety inne miejsca w Białymstoku tego szczęścia nie mają. Wspominałem również o ogródkach działkowych. Tutaj sprawa trochę się komplikuje, bo z jednej strony to tereny zielone, gdzie ptaki i drobne ssaki mogą znaleźć owoce i pokarm, często niezbędne do przetrwania. Z drugiej część osób stosuje opryski, walczy z kretami i nie zawsze zastanawia się nad konsekwencjami swoich działań. Dlatego czas na drugie życzenie, które mógłbym wypowiedzieć w imieniu naszych dzikich sąsiadów,

Po drugie – zachowuj się!

Każdego z nas powinny dotyczyć zasady dobrego zachowania. Z tym jednak bywa różnie, chociaż moglibyśmy dość łatwo pomóc naszym dzikim sąsiadom. Sposobów jest wiele. Najprostszym jest dbanie o czystość w naszym otoczeniu. Zabieranie śmieci ze sobą, niewyrzucanie ich gdzie popadnie – niektórym wciąż wydaje się, że jak wyrzucą coś do rzeki, to rzeka to coś zabierze i śmieci popłyną sobie w siną dal – to są podstawy. Nie śmieć i zwracaj uwagę innym. Niestety z tym wciąż jest problem. Wiosną sprzątaliśmy w czasie pierwszego dzikiego spaceru dolinę rzeki Bażantarki. Oczyściliśmy stosunkowo niewielką przestrzeń, a w krótkim czasie wypełniliśmy całą stertę worków na śmieci. Było tam wszystko od opon po części sprzętu AGD. Butelki po olejach samochodowych, kawałki ubrań, wyrzucona papa. Podobny problem jest w wielu innych miejscach. Na odcinku Białej, równoległym do ulicy Świętokrzyskiej, znaleźć można było samochodowe fotele i wiele innych odpadów. Jest jeszcze jeden aspekt śmiecenia. Nie pomagamy zwierzętom wyrzucając do lasu czy na pole resztki żywności, czy przeterminowane produkty spożywcze. Nasze jedzenie, często przetworzone, wcale nie jest niczym dobrym dla ptaków i ssaków. Podobnie jak karmienie chlebem dajmy na to łabędzi i kaczek. To wręcz może oznaczać problemy ze zdrowiem u zwierząt, które posilą się takimi odpadkami. Wreszcie śmietniki – warto je zabezpieczać, aby nie sięgali po nie nasi dzicy sąsiedzi. W przypadku takich gatunków jak dzik może to oswajać dzikie zwierzęta z naszą obecnością i prowadzić do sytuacji konfliktowych.

Kolejnym prostym do wdrożenia działaniem jest ograniczenie stosowania środków chemicznych. Przyjęło się, że trzeba walczyć z mchem między kostką brukową. Prowadzić wojnę z mszycami na krzewach. Do tego stosuje się środki chemiczne. Nie są one obojętne dla środowiska, a zatem i dla żywych organizmów. Zamiast tego w przydomowym ogródku lub na balkonie albo na osiedlowym trawniku warto pomyśleć o oddaniu przestrzeni roślinom, które zapewnią pokarm i schronienie nie tylko owadom zapylającym, ale i ptakom. Wystarczy posadzić zamiast żywotników głogi i ałycze, które nie dość, że stworzą szczelny żywopłot, to będą jednocześnie miejscem lęgowym dla mniejszych gatunków ptaków. Z koszeniem trawników też należy się wstrzymywać. Przycięta nisko trawa może i jest przydatna piłkarzom, ale poza boiskiem niekoniecznie tak musi wyglądać. Ważna jest świadomość, jaka towarzyszy naszym codziennym wyborom i uwzględnienie w tym przypadku naszych dzikich sąsiadów.

Reagujmy kiedy widzimy, że w naszym otoczeniu jest planowana wycinka drzew, ktoś robi modernizację budynku w okresie lęgowym ptaków, co zdarzało się już w naszym mieście. Upominajmy się o przestrzeń, miejsce i ochronę skrawków. Tych skrawków, gdzie nasi dzicy sąsiedzi odnajdują nierzadko jedne z ostatnich schronień w coraz mocniej przekształconym przez człowieka świecie. O paru sposobach kohabitacji obok nich pisałem już na łamach Dzikiego Białegostoku. A mi pozostaje życzyć Wam Dzikiej Gwiazdki i wielu udanych obserwacji naszych dzikich sąsiadów w nowym, 2025, roku. Niech żyją!

Paweł Średziński

„Mój sąsiad dzik” jest realizowany dzięki stypendium artystycznemu Prezydenta Miasta Białegostoku.

Roześlij dalej!