Są takie dwa gatunki ptaków, które mają wyjątkowo oryginalny wygląd. Jeden przypomina bohatera opowieści o Zorro. Drugi kanarka, którego zobaczymy u nas przez cały rok, również zimą.
Każdej wiosny wypatruję owego „Zorro”, który w kępie drzew, gdzie co roku zakłada swoje gniazdo. Zaczyna krzątać się przy nim dość późno, na początku maja. Pojawia się równie cicho jak znika. Bez rozgłosu. To dzierzba gąsiorek. Z kolei w okresie ponurych i krótkich dni wypatruję trznadli żółtobrzuchych. Przypominają mi trochę kanarki, bo dodają odrobinę słońca w jesienne i zimowe dni.
„Zorro”
Nazwa dzierzba służy do określania kilku gatunków. Jednym z niech jest dzierzba gąsiorek. Nie jest gatunkiem bardzo wymagającym jeżeli chodzi o siedlisko. Wystarczy kępa krzaków, zarośla, a w pobliżu kawałek otwartej przestrzeni i punkty obserwacyjne, z których można wypatrywać ofiar. Bardzo dobrym miejscem do obserwowania dzierzby jest pas między ogrodzeniem lotniska Krywlany a Lasem Solnickim. Rosną tam dziczejące drzewa owocowe i zarośla sprzyjają tym ptakom. Co najważniejsze są tam krzewy z cierniami, a te gąsiorek bardzo lubi. Czatuje też często na płocie okalającym obszar lądowiska samolotów.
Dzierzby dość mocno odczuły intensyfikację polskiego rolnictwa. Tam, gdzie były na miedzach pasy krzewów i pojedyncze drzewa, często doszło do ich wycinania. Stąd miejsc dla dzierzby ubywa, a raczej nie przybywa. Dziczejące połacie terenu, skraje lasów, parków i ogródki działkowe są dla dzierzby ostatnim punktem ratunku. Mimo to dzierzba jeszcze jakoś się trzyma, pomimo utraty wielu siedlisk. Pamiętajmy, że to wycinanie zarośli, to nie jest jedyne zagrożenie. Ptaki te wędrują na zimę dość daleko, bywa, że na południowe krańce Afryki. Wędrówka jest również obciążona ryzykiem.
Do Polski gąsiorek wraca dość późno. W tym roku, w miejscu, które obserwuję od kilku lat, pierwszy raz dzierzby pojawiły się na początku maja. Od końca kwietnia zawsze wytrwale wypatruję ich powrotu. Samiec dzierzby ma bardzo charakterystyczny wygląd. Od jego dzioba po uszny otwór, przez oczy, przechodzi czarny pasek. Stąd oczywiste skojarzenia z maską Zorro.
Gąsiorek jest dość kolorowy, i jeśli przyjrzeć się mu bliżej, prezentuje się dość okazale. Mógłbym tutaj przytoczyć opisy specjalistów zajmujących się ptakami, dotyczące ubarwienia, ale jak już wspominałem w poprzednich felietonach, opisywanie wyglądu ptaków czerwonobrązowymi, popielatymi i innym barwami, nie zastąpi obrazka. Jak możemy się domyślić samice ubarwione w bardziej stonowany sposób i nie maj charakterystycznej „maski”. Natomiast pisklęta, już po wyjściu gniazda, a przed opierzeniem się w szaty dorosłego osobnika, przypominają bardziej samice. To właśnie na początku wakacji, co roku możemy dostrzec czasami nawet kilka młodych gąsiorków, którym udało się przeżyć w gnieździe i czekają na swoich rodziców, którzy wciąż troskliwie się nimi zajmują.
Dzierzby, które obserwuję od kilku lat, wydają się nie zwracać na mnie uwagi. Oczywiście zachowują dystans, ale często nie jest to duża odległość. Może już oswoiły się z moją obecnością? Tego nie wiem, tak samo, jak nie mogę być pewien, że to są te same ptaki, co przed rokiem. Podobno wracają do tych miejsc, gdzie były w roku poprzednim. Nie ukrywam, że sam takie dzierzbowe miejsce im stworzyłem, sadząc gęsty pas drzew i krzewów. Po kilkunastu latach od zasadzenia dzierzby stały się moimi sąsiadami.
Jak zauważał profesor Jan Sokołowski, dzierzby nie lubią w swoim lęgowym rewirze innych dzierzb i potrafią z tego powodu prowadzić swary. Jednak co ciekawe, dzielą się przestrzenią z innymi drobnymi gatunkami śpiewających ptaków. Potrafią też naśladować ich głos. Dzierzba gąsiorek nie jest wytrwałym wokalistą, ani tak zawziętym śpiewakiem, jak zięba czy skowronek, Co ciekawe oprócz swojego natywnego, dość mało skomplikowanego gąsiorkowego „gdakania” – to oczywiście uproszczone skojarzenia z głosem gąsiorka – dzierzby potrafią wyuczyć się dźwięków innych ptaków, i nie wahają się ich użyć w swoim śpiewie, łącząc strzępki wokalnych popisów swoich skrzydlatych sąsiadów.
Dzierzba żywi się w dużej mierze bezkręgowcami – chrząszczami i różnymi latającymi owadami. Może też sięgnąć po bardzo małe kręgowce, ale nie jest tak duża jak jej krewniak – dzierzba srokosz, i w przeważającym procencie łapie owady. Czatuje na nie wysiadując na gałązkach, na czubkach drzew, słupkach płotów i ogrodzeniach. Kiedy dostrzega ofiarę chwyta ją często w locie lub zbiera z ziemi, z której od razu się podrywa. Jeśli ofiara jest większa, dzierzba nabije taką zdobycz na ciernie czy kolce drzew. Przypomina to zwyczaje wspomnianego srokosza, który potrafi nabić na kolce gryzonie. W ten sposób powstaje coś w rodzaju spiżarni. Gatunki krzewów i drzew z kolcami są zresztą dobrym miejscem do uwicia gniazda. Natomiast sam moment upolowania można czasami zobaczyć, kiedy gąsiorek wyprawi się na większego owada i niesie go w dziobie.
„Kanarek polski”
Trznadel jest z nami przez cały rok. Jego łacińska nazwa, w swojej drugiej części brzmi „citrinella”, co wskazuje na jego cytrynowy, a po polsku żółty kolor. W tłumaczeniu na polski trznadel jest żółtobrzuchy, co dość trafnie oddaje jego wygląd. Natężenie tej żółci w ubarwieniu jest mniejsze u samic, a u samców przechodzi od jaskrawożółtego koloru, silnie zaznaczonego na głowie, po bardziej stonowaną szatę w okresie spoczynkowym. Jednak przez cały tok tego żółtego można się w trznadlach doszukać, stąd moje skojarzenia z kanarkiem. Nazwałbym ten gatunek „kanarkiem polskim”. Szczególnie oryginalnie wygląda na gałęziach drzew pozbawionych liści, w dość szarej oprawie jesieni i zimy.
Ptak ten lubi skraje lasów przechodzące w pola i łąki, ale i zadrzewione kępy. Trznadla zobaczymy też na terenach otwartych, ale należy tu pamiętać, że oprócz pola potrzebuje też drzew, na których może usiąść. W zimne dni przypomina napuszoną kulkę. W bure dni to ma prawdziwą wartość terapeutyczną, dla osób, które nie przepadają za zimowymi miesiącami – zaliczam siebie do tego grona. Pomaga mi sobie poradzić z dość dużą monotonią krajobrazu i krótkim dniem.
Trznadel kojarzy mi się nie tylko z tym, że ma charakterystyczne ubarwienie, ale i ze śpiewem. Ten jest takim symbolem lata, bo wciąż rozbrzmiewa w lipcu i sierpniu, chociaż reszta ptasiej ferajny już skończyła wokalną robotę i nie musi już „gardłować”. Tymczasem trznadel, który jest często narażony na utratę lęgów, potrafi przystępować do nich do trzech razy w sezonie. Stąd i jego śpiew, rozlegający się na cichym polu, zapamiętuje się dość dobrze. Zresztą próby śpiewacze zaczynają się już na progu wiosny.
Trznadel w sezonie obfitości, którym jest czas występowania owadów żywi się właśnie nimi, po czym w okresie jesieni i zimy, przechodzi na jadłospis roślinny, przede wszystkim nasiona traw. Po sezonie opieki nad lęgiem, trznadle widujemy w większych grupach. Bardzo trafnie naturę trznadla opisał profesor Jan Sokołowski. Ten autor „Ptaków ziem polskich” perfekcyjnie zdefiniował ten gatunek:
„Trznadla można łatwiej zauważyć niż inne ptaki, gdyż siada na miejscach odsłoniętych i nie zdradzając obawy przed człowiekiem, pozwala się obserwować z odległości kilku kroków. Ponieważ usposobienie ma dość flegmatyczne, potrafi wygodnie siedzieć dłuższy czas na jednym miejscu, a że nóżki przykrywa piórami, żółty jego brzuszek świeci z daleka. Zwłaszcza w zimie, gdy nie ma innych ptaków, a drzewa stoją gołe, niebo zaś jest szare i posępne, trznadle tworzą bardzo miłe urozmaicenie krajobrazu”[i].
Paweł Średziński
„Mój sąsiad dzik” jest realizowany dzięki stypendium artystycznemu Prezydenta Miasta Białegostoku.
[i] J. Sokołowski, Ptaki ziem polskich, t. I, Warszawa 1958, s. 133.