Przejdź do treści

Gołębie

Miasto bez gołębi nie byłoby miastem. To samo dotyczy Białegostoku. Te ptaki stały się symbolem miejskości. Trudno dziś sobie wyobrazić miejskie skwery i podwórka bez gołębi.

Już na wstępie warto zauważyć, że mamy kilka gatunków tych ptaków. Gołąb wpisuje się w wiele symbolicznych wyobrażeń. Biały jest symbolem pokoju. Gruchające gołębie, stykające się dziobami, są wzorem czułej miłości.

Gołębie spotkamy w wielu miejscach na świecie. Nie ma chyba drugiego takiego rzędu ptaków, wyraźnie odstającego swoim wyglądem od reszty ornitofauny. Jan Sokołowski uznał wręcz, że ich postać odznacza się niespotykaną u innych rzędów „harmonią kształtów”. Gołębie zostały też udomowione. Do dziś są hodowcy gołębi, którzy podtrzymują stworzone już przez ludzi odmiany tych ptaków. Te, które uciekną z hodowli z czasem zatracają swoje cechy i w kolejnych pokoleniach swoim wyglądem przypominają coraz bardziej formę wyjściową, czyli gołębia skalnego. To od niego wziął się nasz gołąb miejski.

Gołąb miejski

Zacznijmy zatem od najpospolitszego gołębia miejskiego, którego populację zawdzięczamy najczęściej tym ptakom, które wyrwały się z hodowli. Do dziś możemy obserwować gołębie w różnych kolorach, czasami nawet z obrączkami założonymi im przez hodowcę.

Gołąb miejski wywodzi się w linii prostej od gołębia skalnego. Skały zastąpiły mu budynki. Na ich gzymsach, balkonach i w wielu innych zakamarkach, odpoczywa, zakłada gniazda i odchowuje swoje pisklęta. Gołębie zżyły się z nami. Nie zawsze odwzajemniamy ich przywiązanie do osiedli ludzkich. A jednak one trwają obok nas, na dobre i na złe.

Całkiem niedawno miałem okazję obserwować parę gołębi miejskich. Wydawałoby się, że taki zwyczajny gołąb. A jednak było coś w tej scenie wyjątkowego. Jeden z nich musiał przed chwilą zginąć. Leżał bez życia przy moście dla pieszych przerzuconym nad rzeką Białą. Drugi stał nad nim, jakby wyczekiwał aż drugi gołąb wstanie, nie zdając sobie sprawy z tego co się stało. Przyglądałem się im długo. Być może to była ta często dozgonna więź, która łączy parę gołębi.

Gołębie miejskie wydają się być dość przedsiębiorcze. Szybko zakodowały sobie, że człowiek może oznaczać dokarmianie. Nie uciekają przed nami. Oswoiły się z naszym sąsiedztwem. Niestety bywa i tak, że nie są pożądanymi gośćmi na gzymsach i parapetach domów. Montuje się w tych miejscach kolce, aby nie siadał tam gołąb. Jednak i te zabezpieczenia gołąb potrafi ominąć i chociaż ma mniej dostępnej przestrzeni, to uczy się dość szybko obchodzenia tego, co w założeniu miało trwale zniechęcić ptaki. Przynajmniej na blokach, które mijam, widuję gołębie miejskie, który wydają się mieć za nic owe kolce. Jednak w tym gołębim tłumie w mieście pojawiają się i inne gatunki. Obecnie drugim najczęściej widywanym gołębiem, po gołębiu miejskim, jest grzywacz.

Grzywacze i siniaki

Grzywacz i siniak to dwa gatunki gołębi związane z lasem. W ostatnich latach okazało się, że grzywacz zaczął coraz chętniej zasiedlać miasta. Często możemy obserwować grzywacze na białostockich trawnikach, przysiadujące na drzewach. Wyglądają rzeczywiście imponująco, wyróżniając się swoim wyjątkowym ubarwieniem z białym paskiem na szyi. Pisałem już o nich na łamach Dzikiego Białegostoku.

Lubię przyglądać się grzywaczom, bo w przestrzeni miejskiej są dość łatwe w obserwacji. Nie uciekają przed ludźmi. Można się w nie wgapiać komfortowo z dystansu kilku metrów. Zupełnie inaczej zachowują się te grzywacze, które spotykam w lesie. Te dość szybko zrywają się do ucieczki, zanim zdążę je zobaczyć. Słyszę tylko charakterystyczne furknięcie. Tymczasem w mieście można przyglądać się im dość bezczelnie, bez obaw, że zaraz odlecą. Oczywiście warto uszanować tych naszych dzikich sąsiadów i nie płoszyć ich.

Bardzo lubię przyglądać się im wiosną, tuż przed przystąpieniem do pierwszych lęgów, kiedy pary grzywaczy spacerują razem i w miłosnym uniesieniu zwracają na siebie szczególną uwagę. Grzywacze budują podobnie jak inne gołębie dość liche, ażurowe gniazda. Są ułożone z gałązek, w których lęgi często się nie udają, ale grzywacz potrafi do czterech razy powtarzać składanie jaj w okresie lęgowym. Zawsze mnie zastanawia jak na tak lichym ruszcie udaje się gołębiom odchować pisklęta, o ile nie stracą wcześniej jaj lub samych maluchów.

Wspomniany przeze mnie siniak, to już zupełnie inny gołąb. Nie ma tych białych plam na szyi jak u grzywacza, i jest jedynym spośród gołębi występujących w Polsce, który nie buduje gniazd, a gnieździ się w dziuplach, w których na dnie ma układać gałązki. Jego liczebność malała na przestrzeni dekad wraz ze znikającymi starymi drzewami, w których mogły znaleźć odpowiednie schronienie.

Siniaka w samym mieście raczej nie zobaczymy, jak spaceruje między innymi gołębiami. To gatunek mało elastyczny, bardzo konserwatywny, jeżeli chodzi o miejsce wyprowadzania swoich lęgów. Musi być las, muszą być stare drzewa z dziuplami. W granicach miasta może być szansa na usłyszenie grzywacza, tam, gdzie mamy wciąż skrawki starych lasów. Kiedyś słyszałem głos siniaka, dość łatwy do odróżnienia jeśli z nim się osłuchamy, na skraju Rezerwatu „Antoniuk”. Niestety siniak w przeciwieństwie do grzywacza jest mniej odporny na zmiany w świecie przyrody i nie zurbanizuje się jak jego krewny, który wcześniej też był kojarzony głównie z lasem.

Synogarlica turecka

Ten gatunek jest przybyszem dość nowym. Synogarlica turecka, nazywany również sierpówką, przywędrowała do nas z Azji. Wędrówka synogarlicy rozpoczęła się w Indiach i na wyspie Cejlon. To stamtąd ten ptak zaczął rozszerzać swój areał występowania. Prawie cztery wieki temu dotarł do Turcji. Następnie zaczął kolonizować południowy wschód Europy. W Polsce został stwierdzony po raz pierwszy w 1950 roku. Opis pionierskich obserwacji znajdziemy w „Ptakach ziem polskich”:

„Pierwszą wiadomość o występowaniu synogarlicy tureckiej w Polsce podał K. Miczyński. Pisze on co następuje: Dnia 21 marca 1950 r. w ogrodzie doświadczalnym Zakładu Hodowli Roślin U. J. przy ul. Łobzowskiej w Krakowie zauważyłem 3 okazy niedużych gołębi, które z początku wziąłem za turkawki. Jednak po bliższym przyjrzeniu się im przez lornetkę przekonałem się, że są to synogarlice, upierzeniem podobne do synogarlic hodowanych z charakterystyczną czarną, białawo obrzeżoną półobrożą na karku[1].

Od tego czasu zaczęła się kolonizacja Polski przez synogarlice tureckie. Kiedy byłem małym chłopcem, przed blokiem moich dziadków rosła piękna lipa. To na niej co roku synogarlice zakładały gniazdo. I pięknie gruchały. Moja babcia zawsze była nimi zachwycona. Lubiła te „synogarliczki”, jak o nich mówiła, oglądać.  „O znowu przyleciały i mają gniazdko” – nie kryła swojego zadowolenia, stojąc w otwartym oknie kuchni na parterze.

Synogarlica turecka rzeczywiście jest gołębiem wyjątkowo ładnym. Jej stosunkowo nieduże rozmiary podkreślają delikatność tego ptaka. Niestety na podwórku, gdzie razem z babcią oglądaliśmy kiedyś synogarlice, nie ma już lipy. Została wycięta. Nie ma też synogarlic tureckich. Jeśli chcę poszukać tych gołębi muszę wybrać się do innych dzielnic miasta. Warto się za nimi rozglądać – dość często przesiadują na drutach elektrycznych, rozpiętych w miasteczkach i wsiach naszego regionu.

Znacznie rzadziej obserwuję turkawkę. To gatunek, który bliskiego sąsiedztwa ludzi aż tak nie lubi. Woli lasy i zagajniki, gdzie zakłada gniazda. Ma też bardzo charakterystyczny głos, któremu zawdzięcza swoją polską nazwę. To dość przeciągłe coś na wzór „turrrkania”. Przypomina głos turkucia podjadka. A turkawka to bardzo piękny gołąb. Wypatruję, ale nie widzę turkawek na moim podwórku. Dostrzegłbym na pewno, bo wyróżniają się swoim wyglądem, szczególnie skrzydłami, które wyglądają jakby były pokryte łuskami.

Warto polubić gołębie – tak podsumowałbym ten poświęcony im felieton. Nawet jeśli wydają się nam tak spowszedniałe, to są obok nas. I znoszą wszelkie niedogodności, które serwują im ludzie. Bo czym byłoby miasto bez gołębi?

Paweł Średziński

„Mój sąsiad dzik” jest realizowany dzięki stypendium artystycznemu Prezydenta Miasta Białegostoku.


[1] J. Sokołowski, Ptaki ziem polskich, t. II, Warszawa 1958, s. 134.

Roześlij dalej!