Dziś tyle mówi się o tym, jak przeciwdziałać i adaptować przestrzeń do zmian klimatu w mieście. Tymczasem w tej dyskusji o radzeniu sobie z globalnym ociepleniem, wielkim nieobecnym jest wciąż bóbr.
Ktoś zapyta po co nam bobry w mieście? I słusznie, bo ich rola jaką odgrywają w naszym otoczeniu jest wciąż mało znana, a przez to niedoceniana. Mówi się – „bóbr to działki ludziom zalewa i drzewa wycina”. Jednym słowem – „szkodnik”. To zresztą bardzo ciekawe jak człowiek, który też odciska swój ślad w świecie przyrody i to w stopniu nieporównywalnie większym, umie żonglować tego typu określeniami, nie dostrzegając szkodnictwa w swojej własnej działalności.
Po co nam ten bóbr?
Wróćmy jednak do pytania – po co nam bobry w mieście. Otóż naprawiają to co zepsuliśmy, my, ludzie. Pojawiają się na małych, ledwo widocznych latem miejskich rzeczkach i rowach melioracyjnych, i zakładają na nich swoje pałace na wodzie, jak to trafnie ujął Adam Robiński w tytule swojej książki poświęconej bobrom.
Zaczynają na takim niewielkim cieku od spiętrzenia wody. Układają w sposób przemyślane gałęzie, które stają się szkieletem konstrukcji i obudowują – błotem, mułem i darnią. W ten sposób powstaje staw bobrowy. Można na nim wznieść ów pałac, żeremie. Woda, która często płynie w głębokim rowie, podnosi swój poziom a wraz z nim wzrasta poziom wód gruntowych. Bardzo szybko pociąga to za sobą kolejne zmiany. Obszar przylegający do rzeki staje się wilgotny, lepiej uwodniony. Wraz z postępem czasu pojawiają się na nim dawno nie widziane w takim miejscu gatunki roślin. Nad jedną z białostockich rzek, sprowadzonej do wąskiego rowu, pojawienie się bobrów sprawiło, że w pobliżu bobrowego stawu pojawiły się piękne storczyki. Każdy może to sprawdzić.
Staw bobrowy przyciąga również zwierzęta. Płazy chętnie rozmnażają się w takich stawach. Tu też wystarczy wybrać się w okolice bobrowego siedliska i przekonać się, że w wodzie roić się może od kijanek, a z czasem wychodzą z nich małe żaby trawne, moczarowe i inne gatunki. Do tego w takim miejscu tworzą się ostoje dogodne dla ryb. Wyższy poziom wody sprawia, że w stawie woda nie zamarza, a przede wszystkim kipi w nim od mikroorganizmów. Z takich miejsc korzystają też ptaki związane ze środowiskiem wodnym.
To nie koniec pozytywnego oddziaływania bobrowego stawu. Lokalnie, nie dość, że zatrzymuje wodę, to jeszcze dzięki tamie woda przepływająca przez nią ulega oczyszczeniu. Jest wręcz krystaliczna, bo dokładnie przefiltrowana i czystsza niż była przedtem. Taka tama spowalnia też spływ wody. Rzeka może znów z wyprostowanego rowu wrócić do dawnej formy i tworzyć od nowa meandry, i wić się jak wstążka. Co więcej to spowolnienie spływu wody pełni jednocześnie ważną funkcję przeciwpowodziową, hamując tempo przyboru wody i chroniąc przed zalaniem niżej położone obszary. Dodatkową zaletą tamy jest zwiększenia bezpieczeństwa pożarowego – w związku ze wspomnianym podniesieniem się poziomu wód gruntowych, co jest szczególnie ważne na terenach leśnych. Wreszcie jest funkcja retencyjna jaką pełni staw bobrowy – sprzyja zatrzymywaniu wody bez potrzeby wysokonakładowych inwestycji i betonozy związanej z realizacją zabudowy hydrotechnicznej, na którą trzeba byłoby wydać bajońskie sumy, i to z wątpliwym rezultatem. Nie chciałbym pominąć jeszcze jednego oddziaływania bobrowego stawu – to lokalny klimatyzator, który działa całą dobę i ma pozytywne oddziaływanie na temperaturę i wilgotność, co jest szczególnie ważne w skwarne dni.
A co z tego mają bobry? Tworząc swoją konstrukcję nie myślą o innych gatunkach, ale o sobie. Spiętrzenie wody zwiększa ich bezpieczeństwo. Wejście do nory lub żeremia, w którym bobry odpoczywają, chronią się i rozradzają się, musi być ukryte pod wodą. Po to, aby zatrzymać potencjalnego intruza. Dodatkowo zwiększa się przestrzeń dostępna do bobrowej eksploracji. Bóbr jest bowiem aktywny w pasie do 20 metrów od wody. Może w ten sposób poszerzyć obszar swojego żerowiska. W swoim stawie urządza też zimowe magazyny, gdzie gromadzi zapasy na chłodną część roku.
Tamy bobrowe znajdziemy na małych rzekach i rowach melioracyjnych. Bardzo często te ostatnie pojawiły się w miejscu gdzie nie było rzeki. Melioracja służyła pozbyciu się nadmiaru wody i przyspieszenia jej spływu. Dziś pojawia się tam bóbr przekształcając przywracając wodę w to miejsce. Na dużych rzekach bobry nie tworzą już tam. Tam chronią się w norach wykopanych w brzegu, przy jednoczesnym zachowaniu zasady, że wejście znajduje się pod wodą. Bo w dużych rzekach wody jest więcej.
Warto też wspomnieć, że bobry są bardzo terytorialnymi zwierzętami. Zajmują odcinki rzek o długości od kilometra do czterech. Zajmuje je bobrowa rodzina, która składa się z pary rodzicielskiej i jej potomstwa. Zostaje ono z rodzicami średnio przez dwa lata, po czym, jeśli są ku temu warunki rusza w świat w celu założenia własnego żeremia i rodziny.
Potrzebujemy cię bobrze!
Część osób wciąż żyje w przekonaniu, że bobry żywią się drewnem. A to pewnie z racji tego, że najczęściej widzimy ślady ich żerowania na drzewach. Mniejsze drzewa potrafią ściąć w noc, ale te większe – tu praca trwa dłużej. I tu warto zauważyć, że bóbr jest roślinożercą. Od wiosny, kiedy wokół świat się zieleni, to żeruje na roślinach zielnych a nie drzewach. Dopiero w okresie poprzedzającym zimę chętniej sięga po drzewa, ale nie po to, aby zjeść ich drewno. Bóbr żywi się korą, łykiem, gałązkami i liśćmi drzew. Warto pamiętać, że lista gatunków roślin, które zjada, obejmuje ponad 300 pozycji – i nie ogranicza się do drzew.
A jednak to te drzewa stanowią nieraz argument za wytoczeniem wojny bobrom. Nie dostrzega się w tym przypadku pewnej sprzeczności. Jeśli bóbr wytnie drzewo to źle, a jeśli człowiek to dobrze. My ludzie wycinamy tych drzew znacznie więcej i prowadzona przez nas wycinka wcale nie sprzyja przyrodzie. W przypadku bobra sprawa ma się inaczej. Bóbr owszem zetnie trochę drzew, ale jednocześnie tak przekształca swoje terytorium, że gwarantuje to przyrodzie więcej zysków. Do tego wyposażeni w wiedzę o tym jak działa bóbr można zabezpieczyć najbardziej narażone drzewa otaczając ich pnie siatką.
Wbrew pozorom z bobrami można kohabitować w zgodzie. Należy tylko z jednej strony nie zabudowywać rzecznych dolin, zostawiając w przestrzeni miasta doliny takich rzek jak Bażantarka, Biała czy Dolistówka jako użytki ekologiczne, co wykluczyłoby inwestycje na ich obszarze. W przypadku innych miejsc, gdzie jest już zabudowa, i w obliczu zaistnienia sytuacji konfliktowych, istnieją sposoby na ich wyeliminowanie. Nie oznacza to zabijania czy odławiania bobrów, ale na przykład udrożnienie przepływu, zabezpieczenia przepustu czy wspomnianych już drzew.
Niestety bobry nie są zawsze mile widziane w Białymstoku, tam, gdzie mogłyby sobie funkcjonować bez wchodzenia w konflikt z człowiekiem. Na Bażantarce funkcjonowała swego czasu tama bobrowa, ale została zniszczona. Pomimo że otoczenie tego miejsca nie jest jeszcze zabudowane.
W planowaniu miejskiej przestrzeni powinniśmy uwzględnić perspektywę bobra. A ta zasadza się na zatrzymaniu wody, ochronie rzecznych dolin, a to będzie służyć i podtrzymaniu bioróżnorodności i ograniczeniu negatywnego wpływu na klimat.
Bagnotwórca
Bobrowe spiętrzenia często powstają w miejscach, gdzie przed melioracją i regulacją były mokradła. A zatem bobry uruchamiają procesy bagnotwórcze. Swoje umiejętności bóbr zawdzięcza budowie swojego ciała. Oczy, nos, uszy są ułożone w prawie tej samej linii, co pozwala im pływać, z lekko wysuniętą nad wodę głową. Kiedy przebywa pod wodą pomocne są specjalne powieki i zabezpieczenia uszu i w okolicy warg, które umożliwiają mu swobodne operowanie. Jednym zdaniem bóbr jest stworzony do życia w wodzie.
W bobrze powinniśmy dostrzegać sojusznika a nie wroga. Dodatkowo te nasze największe gryzonie o imponującym talencie budowlanym, planistycznym i inżynieryjnym, tworzą bardzo ciekawe miejsca do obserwacji przyrody. Bobrowe stawy przyciągają dzikie życie, i warto w bezpiecznej odległości od nich, tak, aby nie płoszyć zwierząt, podpatrywać świat przyrody.
Tu jeszcze jednak wskazówka. Bobry nie jest tak łatwo zobaczyć w ciągu dnia. Aktywne są przede wszystkim w nocy. Jednak tuż przed zachodem słońca lub o świcie, a czasami w ciągu dnia, możemy usłyszeć charakterystyczny plusk ogona, który świadczy o tym, że w pobliżu przepłynął bóbr, być może po tym, jak odkrył, że tuż obok jest człowiek.
Oficjalne statystki podają, że mamy dziś ponad 100 tysięcy bobrów. Pamiętajmy, że są to szacunkowe statystki. Nie oznaczają też, że bobrów jest za dużo – to zresztą dość osobliwe stwierdzenie, że czegoś jest „za dużo”. Jeśli cofniemy się do przeszłości, był taki czas, że bobrów praktycznie w Polsce nie było. Dopiero dzięki reintrodukcji bobrów powrót tych gryzoni mógł się udać.
W Białymstoku jest wciąż kilka miejsc, w które warto zaprosić bobry. A to zaproszenie oznacza w praktyce, że nie będziemy tam nic budować. Tym bardziej, że inwestycje w dawnych dolinach rzecznych to budowa bloków na wodzie, bo przy nawalnych opadach natura da znać o sobie – nawet jeśli się nam wydaje, że ujarzmiliśmy rzekę. W miejskich planach, podkreślę to jeszcze raz, wszystkie niezabudowane dotąd przestrzenie nad rzekami powinny zostać bez zabudowy, jeśli naprawdę w poważny sposób deklaruje się troskę o środowisko i klimat. I tam może pojawią się jeszcze bobry. Oby tak się stało!
Paweł Średziński
„Mój sąsiad dzik” jest realizowany dzięki stypendium artystycznemu Prezydenta Miasta Białegostoku.