Dzik patronuje tegorocznej odsłonie projektu „Dziki Białystok”. Obecnie łatwiej zobaczyć go w mieście niż poza jego granicami.
Nie bez znaczenia jest fakt, że poza terenem miejskim – w mieście nie poluje się na zwierzęta – na dziki został wydany wyrok. W ramach akcji zwalczania afrykańskiego pomoru świń zarządzono kilka lat temu depopulację tego gatunku. O ile przed tą akcją dziki mogliśmy zobaczyć w różnych miejscach naszego regionu, a przynajmniej trafić na stosunkowo liczne ślady ich bytowania, to wraz z depopulacją dzik stał się duchem. Poza obszarami trudno dostępnymi, rezerwatami i parkami narodowymi, list gończy z wezwaniem poszukiwany martwy, skutkował wytrzebieniem dzików. Był to dość ryzykowny fikołek, który wykonali decydenci. W związku z tym, żeby chronić świnie hodowane na śmierć i mięso, uznano, że wybije się dziki. Jak się okazało wirus krążył dalej, pomimo znaczących postępów w depopulacji, której sprzeciwiała się również część myśliwych. Tym wektorem przenoszącym ASF nie okazały się jednak dziki, ale człowiek, który przynosił wirusa ze sobą wchodząc do chlewni. Błędne koło wciąż się toczy, i walka z dzikami wciąż trwa.
Dzik miejski
Miejscem, gdzie dziki spotykamy coraz częściej są miasta. Oczywiście niesie to za sobą konsekwencje. Dziki są oportunistami i bardzo szybko mogą wyszperać niezabezpieczone śmietniki, miejsca, gdzie ludzie wysypują odpady po produktach żywnościowych. Część osób w różnych miejscach w Polsce wręcz celowo dokarmia dziki. W ten sposób tracą one naturalny lęk i oduczają się od szukania pokarmu w naturze. Do czego to prowadzi? O tym mogliśmy wielokrotnie czytać w doniesieniach medialnych z nadmorskich kurortów.
Wielu problemów z dzikiem możemy uniknąć, o czym w 2022 roku przypominało miasto Białystok w kampanii „Gdy spotkasz dzika”, która miała pomóc w bezkonfliktowej kohabitacji z tym zwierzakiem. Miejska zabudowa, która dość gwałtownie rozlała się na dotąd niezabudowane obszary, sprawiła, że dziki są często za naszym płotem. A że szybko mogą przyzwyczaić się do nowych warunków, to nie może dziwić fakt, że oswajają się z naszą obecnością. I tutaj wiele zależy od nas ludzi. Jeżeli zostawimy dziki w spokoju, nie będziemy do nich podchodzić i nie będziemy zostawiać niezabezpieczonych śmieci, i będziemy zgłaszać nielegalne wysypiska odpadów, wielu sytuacji konfliktowych jesteśmy w stanie uniknąć. Nie jest winą dzika, że łatwo może się przystosować do warunków, które mu stwarzamy. W naturze dzik nie szukał kontaktu z człowiekiem.
Pamiętajmy też, że żadne dzikie zwierzę nie oczekuje naszej atencji. Nie podchodźmy i nie zbliżajmy się do niego. Nie idźmy w jego stronę z naszym psem. Nie skracajmy dystansu między nami a zwierzęciem na potrzeby zrobienie zdjęcia czy krótkiego filmu. Każde przekroczenie dystansu obrony, kiedy dzik może poczuć się zagrożony, jest narażaniem się na nieprzyjemne konsekwencje. Najlepiej dzika zostawić w spokoju i oddalić się od niego.
Dzicza inteligencja
Dziki mają najlepiej rozwinięte trzy zmysły – węch, słuch i dotyk. Pomagają mu one w wyszukiwaniu pokarmu, jego identyfikacji, ale również ostrzegają przed zagrożeniem. Jeśli popatrzymy na głowę dzika, to z pewnością zwrócimy uwagę na niewielkie oczy tego zwierzaka. Jak możemy się domyślić, zmysł widzenia jest u tych zwierząt najsłabszy.
Dziki są uznawane za bardzo inteligentne zwierzęta. Potrafią szybko dostosowywać się do sytuacji i adaptować do nowych miejsc. Jest też zwierzęciem niezwykle emocjonalnym. Dobrym wskaźnikiem stanu w jakim znajduje się dany osobnik jest dziczy ogon, stosunkowo niewielki jeśli porównamy tę część z resztą ciała. Jeśli dzik jest zrelaksowany, nie znajduje się w stanie zagrożenia, ogon jest cały czas w ruchu. W sytuacji, kiedy dzik nie jest do końca pewny, czy jest bezpiecznie utrzymuje się w poziomie czy też pozycji horyzontalnej. Natomiast do góry wędruje w momencie bezpośredniej sytuacji zagrażającej zwierzęciu. Zaniepokojenie objawia się również postawieniem szczeciniastego włosia na grzbiecie.
Uznaje się, że dziki największą aktywność wykazują w godzinach nocnych. Jednak nierzadko można je obserwować za dnia. Najczęściej widzimy ślady ich żerowania. Są one dobrze widoczne w postaci rozoranej gleby. Tu warto jeszcze wspomnieć o ważnej roli dzika w świecie przyrody. Swoim inżynierskim ryjem urządza las. Nie dość że spulchnia ściółkę, to zjadając nasiona różnych roślin, obsiewa nimi inne fragmenty lasu. Zjada również gatunki bezkręgowców uznawane za szkodliwe w uprawach leśnych. Nie pogardzi gryzoniami. Czyści też las z padliny. Był akceptowany przez leśników.
Oczywiście są też grupy zawodowe, które dzików nie lubią. Zalicza się do nich rolników, którym dzik potrafi wejść w uprawy. Tu warto zaznaczyć, że duży wzrost liczebności dzików przed pojawieniem się afrykańskiego pomoru świń, tłumaczy się również zmianą w uprawach rolnych. Okazało się, że tak chętnie uprawiana na paszę kukurydza, posmakowała dzikom. Wraz ze wzrostem areału kukurydzianych upraw rosła liczba dzików i sytuacji konfliktowych. Co więcej okazało się, że kukurydza sprzyja częstszemu rozmnażaniu dzików. Jak czytamy w pracy Jakuba Pałubickiego poświęconej wpływowi mikotoksyn[1] na rozrodczość dzika:
„Mikotoksyny zawarte w kukurydzy mogą mieć też wpływ na zaburzenia cyklu rozrodczego dzików poprzez wywoływanie zaburzeń hormonalnych prowadzących do obniżenia wieku dojrzałości płciowej”[2].
Dzik pokazuje nam, że każda zmiana czy to w rodzaju upraw, czy w krajobrazie, ma wpływ na świat przyrody ożywionej. W sytuacji, kiedy nastąpił wzrost populacji dzików, a następnie ich depopulacja, wydawać się może, że popadamy z jednej skrajności w drugą. Oczywiście ostateczne diagnozy powinny należeć do ekspertów. Jednak ich zalecenia, w sprawie tego jak przeciwdziałać rozwojowi ASF, były dość skutecznie ignorowane. Siłowy pokaz nie zatrzymał pomoru.
Wróćmy jednak do samych dzików. Są przystosowane do bytowania w bardzo różnych siedliskach. To zdolność adaptacyjne zostały dowiedzione przez osobniki przewiezione przez brytyjskich kolonizatorów na antypody. W nowych warunkach dzik był w stanie bardzo szybko zasiedlać nowe, nieznane mu wcześniej areały. Sam byłem zaskoczony charakterystycznym chrząkaniem dzików, kiedy wędrowałem po australijskiej Nowej Południowej Walii. I może jest nadzieja dla dzika, że kiedy skończy się walka z ASF, znów wróci. Jak „dzik z popiołów”.
W poszukiwaniu dzików
Nie będę ukrywał, że dziki darzę ogromną sympatią. To bardzo ciekawe istoty, z którymi współbytowała swojego czasu Simona Kossak w swoim domu w Puszczy Białowieskiej. Znane jest jej zdjęcie z samicą Żabką, z którą dzieliła domową przestrzeń. Osobiście aż tak bliskich relacji z dzikami nie utrzymywałem, ale w dość już odległych latach dziewięćdziesiątych zostałem przyjęty na wolontariat w rezerwacie pokazowym Białowieskiego Parku Narodowego. Oprócz opieki nad łoszakiem, brałem też udział w dokarmianiu i opiece nad dzikami. Była to nie lada frajda, chociaż tu warto zaznaczyć, że z dzikimi dzikami nie należy nawiązywać bliskiego kontaktu. Te dziki z pokazówki były już oswojone przez ludzi i pędziły swój żywot w zamknięciu. Przyjemne w dotyku miękkie ryje dopraszały się pokarmu, kiedy wchodziłem do dziczej zagrody.
Kilka lat temu, kiedy trwała walka z ASF odwiedziłem Marcina Kostrzyńskiego, który dał się poznać jako czuły opiekun Chrumki. Pojechaliśmy wtedy nad pobliską rzekę. Mieliśmy nagrać rozmowę o ptakach i zaproszenie na Dzień Łosia, ale okazało się, że tuż za nami, w trzcinach przemykała samica dzika z młodymi. Pamiętam radość na twarzy Marcina, i zachwyt, który jej towarzyszył. „Zobaczcie – są tutaj. Jednak udało im się ukryć”.
Dziś z jeszcze większą uwagą wypatruję śladów obecności dzików. Po depopulacji jest ich bardzo mało poza obszarem zurbanizowanym. Zawsze cieszy mnie widok rozrytej ściółki w lesie bądź gruntu na terenie otwartym. Te dziki spoza miasta są jednak bardzo płochliwe. Mam wrażenie – oczywiście jest to sprawa bardzo subiektywna – że boją się bardziej ludzi. Może kojarzą nas ze śmiercią, którą zadaje się im po to, aby w chlewach były hodowane świnie przeznaczane na rzeź, a potem na stoły.
Ostatniej zimy obserwowałem grupkę pięciu dzików, której udało się przetrwać kilka miesięcy. Z daleka reagowały ucieczką na jakikolwiek sygnał zbliżającego się człowieka. Jeszcze przed końcem wiosny zniknęły i znów nie ma ani jednego śladu po dzikach. Co ciekawe w ostatnich latach najczęściej ślady dzików widywałem poza miastem, w tych najtrudniej dostępnych miejscach w lasach sąsiadujących z Białymstokiem. Podobnie było z doliną Biebrzy, gdzie korzystały z osłony obszaru chronionego i trudniej dostępnych miejsc. Nauczyły się unikania ludzi wykonujących nakaz depopulacji dzików.
Dziś kiedy widzę rozryte przez dziki miejsca, wypowiadam półgłosem życzenie – Niech ryją! Tych miejsc, gdzie można dostrzec dziki, na ścianie wschodniej jest wciąż stosunkowo mało, jeśli porównamy z nieodległą przeszłością. A jeśli już je dostrzeżemy w mieście, zróbmy wszystko, żeby bezkonfliktowo z nimi kohabitować. Da się!
Paweł Średziński
„Mój sąsiad dzik” jest realizowany dzięki stypendium artystycznemu Prezydenta Miasta Białegostoku.
[1] Toksyny wytwarzane przez niektóre gatunki grzybów.
[2] J. Pałubicki, WPŁYW MIKOTOKSYN ZAWARTYCH W KUKURYDZY NA ROZRODCZOŚĆ DZIKÓW (Sus scrofa L.), Poznań 2016, s. 20.