Jeszcze ptaki śpiewają. Jeszcze jest czerwiec. Chociaż już za chwilę zapanuje dość dojmująca cisza. Nie będzie już tej wiosennej wrzawy, której mi co roku żal. Pozostanie poczekać do kolejnej wiosny. Nie oznacza to, że będzie zupełnie cicho. Bo ptaki cały czas śpiewają, a może lepiej – gadają, jeśli istnieje taka potrzeba.
Marek Pióro, który zasłynął swoją pasją pisania o ptakach, wydał swojego czasu książkę, zatytułowaną – „Trele na morelach. O czym ptaki śpiewają”. Trafił w punkt. Rosnące zainteresowanie przyrodą sprzyja takim publikacjom poświęconym ptakom. Tym bardziej, że głos ptaków jest tym elementem dźwiękowego krajobrazu, który wiele osób nosi w sobie. Lubimy, oczywiście nie wszyscy, kiedy przelatują żurawie ze swoim klangorem. Ćwierkanie wróbla, charakterystyczne odgłosy jerzyków, przecinających niebo nad naszym miastem, czy też trele szpaków. Każdy ptak ma coś do powiedzenia. My często możemy się domyślać, domniemywać, sprawdzać zasadność powiązań między głosem a zachowaniem ptaka w określonej porze roku.
Marek podzielił swoją książkę na kilka różnych światów. Eksperci nazwaliby je siedliskami. Są zatem osady, czyli miejsce tuż na naszym przydomowym lub przyblokowym podwórku. Do owej markowej „osady” nie musimy wychodzić daleko. Mieszkamy w niej. I to na ptakach, tych słyszanych na moim podwórku, w „osadzie”, skupię się w tym felietonie – poza jednym wyjątkiem – sójki. Ona do mnie jeszcze nie dotarła, ale w naszym mieście rezyduje, jeśli ma w pobliżu miejski las.
Bogatki i krukowate
Czasami wystarczy otworzyć okno lub wyjść na balkon przypisany do naszego mieszkania. Uzbroić słuch w uważność i będziemy wychwytywać różne dźwięki. W moim bloku w centrum Białegostoku, przez kilka ostatnich tygodni, wystarczyło otworzyć kuchenne okno, żeby usłyszeć pisklęta sikory bogatki, które wybrały skrzynkę instalacyjną, jako miejsce, gdzie mogły wyprowadzić w miarę bezpiecznie swoje lęgi. Dlaczego od nich zaczynam? W książce Marka, to bogatki otwierają część poświęconą obszarom zurbanizowanym. Jak w niej czytamy – bogatka ma być jedną z większych poliglotek i jak dotąd wyróżniono aż 200 różnych głosów, którymi się posługuje. Wszystko zależy od okoliczności. Tymczasem jest to gatunek, który sprawia, że burą jesienią i w okresie zimowym, w naszym sąsiedztwie jest kolorowo i głośno. Zimą często usłyszymy właśnie ową zadziorną bogatkę.
Równie ciekawymi wokalistami, chociaż ludziom niekoniecznie kojarzą się z tego typu twórczością, są krukowate. W naszym człowieczym odczuciu odzywają się nieładnie. Jednak nie o to w tym świecie krukowatych chodzi, że krakanie ma się podobać wszystkim. Gawron kracze, a jego głos pełni ważną funkcję w komunikacji z innymi gawronami. Wrona również nie ustępuje mu w kraczącym talencie. O kawkach Marek Pióro nie wspomina, ale są też warte uwagi. Kawki często przyciągają moją uwagę. Lubię w nie się wgapiać, obserwować jak z im tylko przypisaną gracją, przeczesują trawniki i śmietniki. A jednocześnie ze sobą rozmawiają – przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Potrafią też w okresie lęgowym przelatywać tuż nad moją głową zaczepiając o włosy lub skubiąc mojego psa. Robią to w obronie swoich dorastających piskląt. Niestety są też osoby którym gawronie czy kawkowe sąsiedztwo przeszkadza. Pisałem już o tym w felietonie o gawronach, ale przypomnę jedną historię zasłyszaną u jednego z miejskich urzędników – komuś przeszkadzała kolonia tych ptaków na drzewach przy bloku i wnioskował o wycięcie drzewa! Z tego, co słyszałem wniosek został odrzucony. Na szczęście!
A sroka? W końcu też jest krukowata. Ona skrzekocze, jeśli tak można nazwać jej występy. Łatwo jej głos rozpoznać. Tu sięgnę do książki Marka, który przypomina na jej stronach, że sroka śpiewa. „Brzydko i cicho – dla ludzkiego ucha, ale jednak śpiewa. W końcu wraz z krukiem, wroną czy sójką należy do podrzędu ptaków śpiewających”. Zdolności krukowatych i ich rozreklamowana już przez badaczy ptaków inteligencja, nie opuszcza też wspomnianej sójki. Chociaż nie zalatuje na moje podwórko, to znajomi, którzy mieszkają bliżej miejskich parków i Lasu Zwierzynieckiego, mogą ją usłyszeć. A sójka naprawdę umie w naśladowanie innych gatunków. W zależności od osobnika, może zawodzić jak myszołów, miauczeć jak kot i udawać inne zwierzęta, a nam zdaje się, że rzeczywiście w krzakach może siedzi kot, albo wpatrujemy się w niebo wyszukując myszołowa. Zdolny z niej ptak, a co najważniejsze sójki widujemy przez cały rok. W duecie z sikorami stanowią najbarwniejszą parę najgorszego okresu w roku, z za krótkim – w moim odczuciu – dniem.
Chociaż sójka nie zalatuje na moje podwórko, to od wczesnego dzieciństwa zawsze były na nim szpaki. Te też doskonale naśladują różne dźwięki. Naprawdę są mistrzami. Za każdym razem, kiedy trafiam na szpaka na drzewie pod moim oknem, to nie mogę wyjść z podziwu. Aż chciałoby się posadzić między blokami czereśnie, żeby nagrodzić im te występy. Jak pisze Marek Pióro, szpak miał zainspirować Mozarta w pracy nad jedną z kompozycji.
Kosy, kopciuszki, jerzyki, wróble i sierpówki
Pod moim blokiem zawodzą wiosną kosy. Ich koncerty mają to coś z występu flecisty. Charakterystyczny śpiew kosa nie ma sobie równych. Zresztą nie równałbym żadnego gatunku. Wtedy musiałbym wejść na grząskie wody pisania o gustach i odpowiedzi na pytanie – czy mi się podoba. A ja lubię każdy ptasi głos.
Bardzo często słyszę też kopciuszka. Ten niepozorny, ale pięknie wybarwiony w szacie godowej ptak, potrafi podśpiewywać jeszcze przed brzaskiem. Przy otwartym oknie czy balkonie usłyszymy go już o wczesnej porze. Lubi przysiadywać na szczytach budynków i tam prezentować swoje trele. Kiedy zlokalizujemy kopciuszka, to aż chce się odpowiedzieć na pytanie, skąd w nim tyle mocy. Niepozorny, a przecież dysponuje tak wyrazistym i dobrze słyszalnym głosem.
Lubię też, na przełomie maja i czerwca, wpatrywać się w jerzyki. Przelatują wysoko nad naszymi głowami z charakterystycznym głosem. Marek Pióro uważa, że jerzyki krzyczą, ale moim zdaniem to nie krzyk, a oznaka ich zalatania. Bo jerzyki są naprawdę zalatane, trudząc się co sił w skrzydłach, żeby dostarczyć swoim pisklętom pokarm. Miasta z wysokimi budynkami okazały się być alternatywą wobec szczelin skalnych czy dziupli w dużych drzewach. Jerzyk i jego śpiew jest zawsze oznaką tego, że wiosna zadomowiła się u nas już na dobre.
Jest wreszcie wróbel. Na moim podwórku wróbli nie brakuje. Na szczęście, bo ich liczebność spada. Pewnie duża w tym zasługa mojego sąsiada. Też ma na imię Marek, jak autor książki o głosach ptaków. Dokarmia ptaki z uporem godnym lepszej sprawy i ma rezultaty. Jeśli chcę zobaczyć wróble, to wychodzę przed blok. Szczególnie w okresie jesieni i zimy, aż od nich „ćwierka”. Napisałem „ćwierka”, bo wróble z tym „ćwir” kojarzą się mi najbardziej. Nazwa głównego bohatera jednej z animowanych serii – wróbla Ćwirka, z pewnością oddaje dobrze owo „ćwierkające” oblicze tych ptaków. I kiedy Pan Marek, wspomniany już sąsiad, znów dosypie jesienią i zimą ziaren do przyblokowych karmników, rozlegnie się w okolicy donośne ćwierkanie. Być może zlatują się wszystkie wróble z osiedla.
Tych ptasich głosów jest jeszcze więcej. Z dzieciństwa pamiętam synogarlice, które w charakterystyczny sposób „cukrowały”, jak mawiała moja babcia, prosiły o cukier, siedząc na lipie, na którą mieliśmy – lipy niestety już nie ma – widok z kuchni.
Największe natężenie wokalnych popisów przypada na czas ptasich godów – przynajmniej takie można odnieść wrażenie. Te ptaki, którym nie uda się lęg, i przystępują do kolejnego, wciąż będą aktywne. Jednak wiele ptaków odzywa się przez cały rok. Ptasie radio zmienia repertuar. Jedno jest pewne bez tych ptasich głosów, trudno mi sobie wyobrazić mój dziki Białystok. A przed chwilą nad moją głową, na tym śródmiejskim podwórku, pojawiły się mewy śmieszki. Taki to już mamy dziki klimat, nawet w najmniej dzikich zakamarkach naszego miasta.
Paweł Średziński
„Mój sąsiad dzik” jest realizowany dzięki stypendium artystycznemu Prezydenta Miasta Białegostoku.