Szczaw i mirabelki zrobiły w Polsce „zawrotną” karierę dzięki słowom pewnego polityka, który powiedział: Mirabelki jedliśmy, wyjadałem szczaw z nasypu. I wszyscy byli najedzeni. A teraz te owoce leżą na ziemi. Szczawiu nikt nie zjada.
Oczywiście w zacytowanym przypadku ważny jest kontekst, a ten dotyczył niedożywionych dzieci. Każdy powinien brać odpowiedzialność za swoje słowa. Wypowiedź wywołała burzę, a „szczaw i mirabelki” wpisały się do rankingu najbardziej kontrowersyjnych cytatów.
Minęła prawie dekada od medialnego sztormu, więc można już bez tych emocji opowiedzieć o szczawiu i mirabelkach. Tak szczaw, jak i mirabelki jadło się w dzieciństwie. Nie ukrywam, że te drugie były szczególnie przeze mnie lubiane. Żółte, smaczne, obsypywały całe drzewo i były w zasięgu ręki. Z mirabelek piło się kompoty, jadło dżemy. Nazwałbym mirabelki nawet żółtym złotem. Sęk w tym, że z tymi mirabelkami sytuacja nie jest taka prosta.
Mirabelka nie jest precyzyjną nazwą. Pod tym terminem występują odmiana śliwy domowej i odmiana śliwy wiśniowej, nazywana ałyczą. Ta druga radzi sobie dobrze w różnych warunkach i często widzimy ją również poza sadami i ogrodami. Jest niewymagająca, a na wiosnę pięknie kwitnie. Za każdym razem uwodzi mnie, kiedy obsypuje się kwiatami. Już w kwietniu można patrzeć jak efektownie ukwieca nasze otoczenie.
Ałycza dość szybko rośnie, a w jej gałązkach często chronią się drobne ptaki i zakładają w nich gniazda. Sprzyjają temu kolce, którymi hojnie obdarzona jest ta śliwa. Często jest polecana na żywopłot, który skutecznie zasłania nas w okresie wegetacyjnym, a przez cały rok rzeczywiście tworzy coś w rodzaju żywego ogrodzenia. Ałycza w zależności od tego czy i jak jest formowana, może być drzewem, ale też i krzewem. Dorasta do 10 metrów.
Ałyczy nie są straszne ani piasek ani trudne warunki pogodowe, a tym bardziej przejściowe susze i mrozy. Ałycza ma owoce o kolorze żółtym lub czerwonym, którymi gęsto się obsypuje. Są dobre w smaku, chociaż znam takie osoby, które za nimi nie przepadają. Częściej trafiają do przetworów z racji ogromnej ilości owoców. Owoce zawierają witaminę B, kwas foliowy i inne cenne składniki. I jeszcze raz powtórzę, wyglądają jak złoto – jeśli są żółte, kiedy pojawiają się na gałęziach.
Oprócz ałyczy sadownicy wymieniają odmianę śliwy domowej, nazywaną mirabelką. Jak podkreślają specjaliści od drzew owocowych jest ona dość trudna do kupienia i zapomniana. Owoce tej odmiany można odróżnić od owoców ałyczy po tym, że ich miąższ łatwo oddziela się od pestki. Jest i smaczna i dobra do robienia różnych przetworów. W zależności od odmiany, a w uprawie w Polsce można ich znaleźć kilka, mirabelka jest stosunkowo odporna na mróz i choroby. Nie jest jednak tak wytrzymała jak wspomniana wcześniej ałycza. I to właśnie ałyczę zobaczymy znacznie częściej niż mirabelkę.
Ałycza z racji swojej odporności jest też często stosowana jako podkładka do śliw, do drzew morelowych i brzoskwiniowych. Wiele z nich ma w sobie ałyczę, a jeśli się nie przyjmą, jeśli zostawimy, to co wkopaliśmy, jest szansa, że będziemy mieli ałyczę.
Chociaż ałycza nie jest naszym rodzimym gatunkiem – najprawdopodobniej wywodzi się z południa kontynentu i Azji Zachodniej – to na trwałe wpisała się w dziczejący krajobraz nie tylko Białegostoku. Odnajdziemy ją w wielu miejscach.
Pisząc o śliwach warto jeszcze wspomnieć jeden gatunek. Jest nim śliwa tarnina. Rośnie w całej Polsce, a wyróżnia się swoimi niebieskimi owocami. Należy pamiętać, że nie powinno się zjadać pestek tarninowych owoców, w których znajduje się dość spora dawka cyjanowodoru. Tarnina jest używana do konfitur, nalewek i soków. Jednak szczególnie duże znaczenie ma ten gatunek dla przyrody. Służy za schronienie dla drobnych ptaków i ssaków. Był i jest stosowany jako naturalny żywopłot, który skutecznie z racji swoich kolczastych gałęzi, nie pozwoli przejść intruzom.
Na samo zakończenie wrócę jeszcze do tytułowego szczawiu. Pamiętam, jak moja babcia szczaw pokazała swojemu wnukowi szczaw. Na łące, kiedy jeździło się do rodziny na wieś, żuło się szczawiowe listki. Dobra była też szczawiówka. Jaki to był gatunek szczawiu, tego nie wiem. Szczaw był po prostu szczawiem, jak wspomniana wcześniej mirabelka.
Pamiętajmy, że szczaw reprezentuje wiele różnych gatunków. Na łąkach spotkamy najczęściej szczaw zwyczajny, szczaw rozpierzchły i szereg innych szczawiów. Są roślinami wieloletnimi, które wyróżnia długi korzeń i małe kwiaty. Szacuje się, że na świecie rośnie ponad 200 gatunków szczawiu. W Polsce stwierdzono 25 gatunków. Ich rozróżnianie nie należy do najłatwiejszych zadań, ale dość charakterystyczne liście pozwalają przynajmniej ustalić, że to jeden z gatunków szczawiu.
Liście szczawiu wykorzystuje się nie tylko w kuchni do przygotowania potraw. Szczaw stosuje się również jako surowiec zielarski. Uznawany jest za środek na choroby wątroby i nerek. Łagodzi biegunki. Leczy owrzodzenia. Może jednak też zaszkodzić w zbyt dużych ilościach dzieciom i osobom starszym, z racji zawartości szczawianów i kwasu szczawiowego.
W Białymstoku możemy zbierać tak szczaw, jak i mirabelki. Jednak jaki gatunek szczawiu, a jaki mirabelki jemy, to już nie jest tak oczywiste. Nie wiem czy wspomniany na wstępie polityk wiedział, co dokładnie je. Zgodzę się z nim częściowo. Mirabelki te z ałyczy, bo takie jadłem, nie znam smaku tych z odmiany śliwy domowej, są naprawdę smaczne.
Paweł Średziński