Przejdź do treści

Do źródeł

Białystok skrywa wiele dzikich tajemnic. Dziś zabieram was na wyprawę do źródeł. Do miejsc, które pokazał mi kiedyś dziadek, a pomimo upływu lat, mogę wciąż odnaleźć ślady po tych wędrówkach w krainie mojego dzieciństwa.

Spacer proponuję zacząć przy cmentarzu komunalnym, tuż obok centrum handlowego przy ulicy Wysockiego. Wzdłuż cmentarnego płotu kierujemy się w stronę Lasu Pietrasze. Nie skręcamy w drogę i nie przechodzimy szlabanu, tylko idziemy nadal obok ogrodzenia, a po chwili po prawej stronie zobaczymy strumień, który wypływa z bliskiego sąsiedztwa cmentarza. Wypływ jest obudowany, ale jest pierwszym dowodem na to, że w Białymstoku wciąż zachowały się takie miejsca. Stad możemy iść dalej wzdłuż strumienia lub cofnąć się do drogi, przekroczyć szlaban, a następnie skierować się w stronę obiektu nazywanego na mapach dawną strzelnicą. Dziś Las Pietrasze jest wciąż lasem gospodarczym i w czasie naszego spcaeru będziemy natykać się na składy drewna i ślady po wycince. Szkoda, bo mógłby w całości pełnić tak potrzebną funkcję rekreacyjną.

Las Pietrasze był miejscem, gdzie w czasach carskich znajdował się poligon wojskowy. Wtedy obszar ten nie był lasem. Od lat 80. XIX wieku był to tak zwany letni obóz ćwiczeń armii rosyjskiej. Z tego czasu pochodzi sporo obiektów ziemnych, które powstawały w trakcie prowadzonych tu szkoleń. Są wśród nich okopy, ziemny fort i inne formy, które służyły doskonaleniu umiejętności żołnierzy. Wraz z nadejściem pierwszej wojny światowej pojawiła się tam baza sterowców – charakterystycznych statków powietrznych, które dzięki zastosowaniu steru i napędu mogły się samodzielnie poruszać. Znajdziemy pozostałości po kotwach, które służyły do uwiązywania sterowców oraz innych obiektów, które wciąż nie zostały wystarczająco dobrze opisane. Stacjonowały tam dwa rosyjskie sterowce, które ruszały przeciwko wojskom niemieckim w stronę Prus Wschodnich.

Po drodze do strzelnicy idziemy przez las, który może nie ma puszczańskiego rodowodu, ale dziś, w przestrzeni miejskiej wydaje się być na wagę złota. Owszem w przeciwieństwie do sąsiedniego Lasu Wesołowskiego nie był w sposób ciągły terenem leśnym. Był bezleśny i na jego obszarze obserwujemy zalesienie na terenach otwartych. A jednak jest i należy dziś, również dzięki dość urozmaiconemu ukształtowaniu terenu do najlepszych miejsc na spacer. Nie może dziwić nas fakt, że mieszkańcy naszego miasta tak bardzo polubili to miejsce. Po drodze, o każdej porze roku spotkamy spacerowiczów, również tych z psami. I tu moja prośba. W Lesie Pietrasze żyją dzikie zwierzęta i nie wolno spuszczać psów ze smyczy. Niestety sam spotykam się w tym miejscu, i to spacerując z moim psem na smyczy, na osoby, które wyprowadzają psy nawet ras myśliwskich bez smyczy, ufając chyba sile własnej ręki, że złapią psa za obrożę w razie problemów. Cały czas będę przypominał o tym, że pies w lesie może bardzo szybko zostać łowcą i pognać za dzikim zwierzęciem.

Zanim dotrzemy do strzelnicy mijamy miejsce straceń. W tym miejscu, w okresie drugiej wojny światowej, Niemcy rozstrzelali około sześciu tysięcy osób, w większości pochodzenia żydowskiego. Teraz kierujemy się w stronę strzelnicy. Kiedy dojdziemy do niej, trafiamy na jej wyraźnie widoczną koronę, docierając do skarpy. To malownicze obniżenie terenu, które dostrzegamy poniżej nas, zaprowadzi nas do źródliska, z którego wypływa strumień. Struga ginie po kilkuset metrach. Jest to niezapomniany widok. Krystaliczna woda sączy się wyraźnie z kilku wypływów. Kamienie porośnięte mszakami dodają uroku. Nad nami olsze, które poświadczają uwodnienie tego miejsca. Znajduje się tutaj łęg źródliskowy – tak nazywają ten las eksperci. Przez chwilę możemy poczuć się jak w podgórskim krajobrazie.

Wracamy na krawędź skarpy. Kierujemy się teraz w stronę Jaroszówki. Wybieramy znakowany szlak niebieski, przekraczamy trasę do Wasilkowa i kierujemy w stronę stawów na strumieniu Jaroszówka. Tym razem wychodzimy z miejskich granic. Po dotarciu na miejsce widzimy po obu stronach drogi stawy. Warto się tutaj zatrzymać na chwilę. Czasami, na zarastających częściowo stawach dostrzeżemy ptaki. Strumień, który był tutaj spiętrzony, dawniej był wykorzystany przy budowie młyna.

Teraz czeka nas decyzja – którym brzegiem strumienia idziemy dalej. Osobiście nie polecam trasy lewobrzeżnej – jeśli kierujemy się w górę Jaroszówki – i nie jesteśmy przygotowani na bardzo terenowe przejście. Jest ona dość wyczynowa, szczególnie w okresie wegetacyjnym, a zdecydowanie ciekawsza jest prawobrzeżna część doliny strumienia. Cofamy się z drogi miedzy stawami i skręcamy w pierwszą drogę w lewo. Po tym, jak miniemy zabudowania możemy spróbować iść blisko samego strumienia – co wymaga gotowości na trudniejszy teren – lub kontynuować dalej drogą i zejść w miejscu, gdzie widzimy wyraźnie wcięte w teren zagłębienie. Są to ślady po jednej z nisz źródliskowych. Warto nią zejść. Dojdziemy nią do właściwego strumienia i kolejnych miejsc, gdzie woda jest krystaliczna. Co ciekawe nazwa Jaroszówka dotyczyła dóbr, znajdujących się w tym rejonie, a wzięła się od nazwy samego strumienia, który przepływał „w stromym jarze”.  To oczywiście jedna z wersji. Jednak bardzo pasuje do miejsca, w które nas zaprowadzi głęboko wcięta dolina.

Kontynuujemy nasz spacer w górę Jaroszówki – wracamy na drogę, a potem znów, na skraju lasu, skręcamy w lewo w drogę. Mijamy polanę z boiskiem i docieramy do brzegu strumienia. Czeka nas bardzo ciekawy odcinek do przejścia. Idąc brzegiem strumienia wchodzimy w las. Otaczają nas lekkie wyniesienia terenu, a my możemy poczuć się, jak w lesie, który bezsprzecznie kojarzy się z dzikością. Rośnie tu piękny łęg. Przyznam szczerze, że jest to najbardziej magiczne miejsce w moim rodzinnym mieście, i do tego położone już w granicach miasta. Podobno były plany utworzenia rezerwatu Jaroszówka. Być może czas do nich wrócić.

Paweł Średziński

Cytowana literatura:
Łopatecki K., Zalewska E., Historia uroczyska Jaroszówka, Studia Podlaskie, tom XXI, Białystok 2013
Wołkowycki D., Szata roślinna Białegostoku, Białystok 2019

Roześlij dalej!