Przejdź do treści

Sóweczka, uszatka i dwie sowy, których już nie ma

Sóweczka jest naszą najmniejszą sową. Jest obecnie w ekspansji, co sprawia, że pojawia się w nowych miejscach w Polsce. Jej obecność została stwierdzona w Lesie Solnickim w granicach Białegostoku. W naszym mieście można również spotkać uszatki. Jednak są takie sowy, które zniknęły i w Białymstoku już ich nie spotkamy – płomykówka i pójdźka. O te cztery gatunki sów zapytałem doktora Romualda Mikuska, ornitologa z Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków.

Paweł Średziński: Sóweczka kojarzy się z dziuplami w osikach, które zasiedla po dzięciołach.

Dr Romuald Mikusek: Osika ma to coś, co przyciąga ptaki. W jej pniu dość łatwo wykuć dziuplę. W niektórych miejscach jest gatunkiem drzewa dominującym, jeśli chodzi o gniazda sóweczki. Natomiast w przypadku sóweczki kluczowa jest obecność dwóch gatunków dzięcioła – szczególnie dzięcioła dużego i w mniejszym stopniu, bo bardzo rzadkiego dzięcioła trójpalczastego. Bez tych dostarczycieli dziupli trudno byłoby sóweczce o dogodne miejsce do gniazdowania. Oczywiście nie jest tak, że sóweczka pojawi się w centrum miasta, w parku, gdzie koszona jest trawa, a park jest cały czas pielęgnowany. Natomiast tam, gdzie jest kawałek lasu, odpowiednie dziuple, ale też świerki, które pozwalają składać nadmiar zdobyczy i dobrze się ukryć, tam może pojawić się sóweczka.

Sóweczce została przypięta łatka szczególnie srogiego drapieżnika. Bo niby taka mała, a poluje na stosunkowo duże ofiary.

Jakby się dobrze zastanowić, to nie jest chyba wyjątkiem wśród innych sów. Wszystkie są drapieżne, to dlaczego sóweczka miałaby być bardziej agresywna i bezwzględna w swoim drapieżnictwie. Owszem jest mała, a wybór ofiar determinuje jej mniejsza niż u większych od niej sów masa ciała. Poluje na gryzonie, wśród nich są norniki, ale również na ptaki. Taka sóweczka z dość dużą zdobyczą w dziobie może rzeczywiście niektórym się skojarzyć z wyjątkowym drapieżnikiem. Jednak sóweczka jest bardzo plastyczna, jeżeli chodzi o pokarm. Jest słuchowcem i wzrokowcem. Dostosowuje jadłospis do warunków i obfitości pokarmu. Owszem preferuje drobne ssaki, które łatwiej jej rozczłonkować i podzielić niż ptaki, na które też poluje, ale wymagają oskubania z piór. Łatwiej jej spożyć nornicę niż sikorę.

Sóweczki nie dość, że najmniejsze spośród naszych sów, to mają również inne zwyczaje dotyczące polowania i zdobywają pokarm przy świetle dziennym.

Tak, sóweczka jest wyjątkiem z racji swojej dobowej aktywności. Bardzo słabo widzi w nocy. Sam byłem świadkiem sytuacji, kiedy po zapadnięciu zmroku sóweczka nie mogła trafić do swojej dziupli. W poprawie widoczności pomaga im trochę pełnia księżyca, ale najlepiej czują się, kiedy słońce jest nisko, zmierzcha, a wróblaki przestają dobrze widzieć i trudniej im dostrzec zagrożenie. Jest zresztą gatunkiem północnym i w okresie długich dni dostosowała się do takich warunków.

Fot. R. Mikusek / Sóweczka

Dziś jest wciąż gatunkiem wymagającym ochrony strefowej, czyli zakładania stref ochrony wokół jej gniazd. Na czym polega jej sukces w zasiedlaniu kolejnych obszarów w Polsce?

Sóweczka wygrywa tym, że związała się z dziuplami dzięcioła dużego, bardzo powszechnego w Polsce w różnych środowiskach. Tam, gdzie nie ma dużego problemu z dostępem do dziupli, tam może znaleźć odpowiednie miejsce lęgowe. Jednak w lasach podlegających intensywnej eksploatacji sytuacja wygląda dużo gorzej. Brałem w tym roku udział w badaniach w Puszczy Noteckiej, gdzie na większości obszarów las nie przekracza wieku 90 lat i gdzie nawet dzięcioł duży jest rzadkością.

Jak taka mała sowa radzi sobie zimą?

Zaczyna się od przeganiania młodych jesienią. Zima oznacza kryzys pokarmowy, a sóweczka przestawia się głownie na pokarm ptasi. Szuka małych ptaków, które, w tym okresie łączą się w grupy jak sikory, pełzacze czy mysikróliki. Sóweczka poluje na małe ptaki z zaskoczenia. Jeśli zostanie wykryta nie ma szans na powodzenie. Zimą ma też swoje spiżarnie, w których gromadzi upolowane ofiary. Okazuje się, że jej zapasy, z których korzysta w okresach niedoboru pokarmu są w obliczu coraz cieplejszych zim zagrożone. W sóweczkowym „magazynie” uruchamiają się procesy gnilne, co będzie miało wpływ na przyszłość tego gatunku. Zagrożenie głodem może rosnąć. Okazuje się, że takie spiżarnie są dość popularne również w okresie lęgowym, przynajmniej tam, gdzie prowadziłem badania, czyli w Górach Stołowych. Wyglądają one inaczej niż zimowe. Sóweczka rozkłada na gałęziach swoje ofiary, na których schną i są przechowywane przez kilka dni. Nie jest łatwo bronić takich zapasów. Na zgromadzone ofiary są chętne inne gatunki, i sóweczka musi pilnować tych łatwo dostępnych przechowalni przed rabusiami.

Innym gatunkiem, który zalatuje do Białegostoku jest uszatka. Okazuje się, że po puszczyku staje się jedną z częściej pojawiających się sów?

Uszatka wygrywa tym, że na miejsca lęgowe nie potrzebuje szczególnych schronień. Wystarczą jej gniazda wrony, sroki, czy nawet myszołowa. Wygrywa tym, że może gniazdować w różnych miejscach. Jedynym ograniczeniem jest dostępność pokarmu, którym są gryzonie zdobywane na terenach otwartych, często w oddaleniu od gniazda. To jest czynnik, który może ograniczyć jej występowanie, ale po puszczyku jest tą dość powszechną sową w Polsce. Jednak w przeciwieństwie do puszczyka tak łatwo jej nie usłyszymy. A to głównie dlatego, że dysponuje mało donośnym głosem. Najłatwiej zlokalizować uszatki, kiedy młode wychodzą z gniazda i zaczynają żebrać o pokarm.

Są też takie gatunki sów, które z Białegostoku zniknęły. Wśród nich wymienia się płomykówkę i pójdźkę.

Płomykówka to gatunek, który notuje dość silny spadek w całej Polsce. Podobnie dzieje się z pójdźką. Oba gatunki bytują obok siebie, ale zajmują inne miejsca gniazdowe. Pójdźka wybierała wcześniej ogłowione wierzby i drzewa, ale teraz gniazda w drzewach są rzadkie i właściwie przeniosła się do siedzib ludzkich wykorzystując wnęki w murach, strychy, ale i wieszane z myślą o niej budki. W przypadku płomykówki spadek jest związany z mniejszą liczbą dostępnych miejsc gniazdowania. Wcześniej płomykówki często pojawiały się w kościelnych wieżach, ale wraz z ich remontami dochodziło do zamurowywania otworów wlotowych i miało to wpływ na sytuację tego gatunku. Być może płomykówkom pomogą specjalne budki lęgowe.

A co my możemy zrobić, żeby pomóc sowom? Powinniśmy wieszać budki?

Jeśli chodzi o budki, to zawsze powtarzam, że owszem to dość spektakularne, kiedy powiesi się budki, ale mało kiedy ktoś się pochwali innym krytycznym dla sów działaniem – tym że zostawi drzewa w lesie do kucia dla dzięciołów, np. stare czy już martwe. Bezwzględnie powinno zostawiać się wszystkie drzewa z dziuplami. Można je zlokalizować w okresie lęgowym, bo bardzo często zasiedlające je pisklęta są bardzo głośne w momencie karmienia. Takie drzewa dziuplaste powinny być chronione jak rezerwaty. Takim drzewom powinniśmy pozwalać umierać na pniu. Nawet jeśli mówi się, że dane drzewo może zagrażać bezpieczeństwu ludzi są sposoby na to, żeby podciąć jego fragment i zostawić je ptakom. Ono powinno móc się rozpaść. Takie rozpadające się drzewa są również dobre dla puszczyka, który lubi w nich mościć swoje gniazda. Natomiast w przypadku budek, są one zasadne w przypadku pójdźki i płomykówki, o ile są odpowiednie skonstruowane. Z kolei budka dla puszczyka i w ogóle budki dla ptaków w lesie powinny być wieszane z rozwagą. Jeśli powiesimy budkę dla puszczyka w terytorium sóweczki, to może pomożemy puszczykowi, ale zaszkodzimy jego mniejszemu krewniakowi.

Dziękuję za rozmowę.

Roześlij dalej!