Miejski gołąb nie ma łatwego życia. Chociaż wpisał się w krajobraz wielu polskich miast, są takie osoby, które nie szczędzą mu pogardy. Bo ich zdaniem gołębie „brudzą”, bo „roznoszą pasożyty”. Miejskie gołębie mają też szereg sympatyków. Trudno mi sobie wyobrazić miasto bez tych gołębi.
Pamiętam, jak na balkonie w wieżowcu przy ulicy Fabrycznej 18, w którym mieszkałem przez ponad 20 lat, co roku pojawiała się para gołębi. Wykorzystywała puste jeszcze skrzynki do kwiatów, w których mościły swoje gniazdo. Wszyscy domownicy szanowali prawa tych sublokatorów, którym było wygodnie na dziesiątym piętrze. Zasłanialiśmy fragment balkonu stolikiem, przed ciekawskim nosem naszego psa i czekaliśmy aż uda się im wyprowadzić lęg. Bywało tak, że wracały jeszcze raz w tym samym roku. Nie zawsze te lęgowe próby kończyły się powodzeniem. Czasami było rozbite jajko, czasami gołębiom udawało się wyprowadzić jedno, rzadziej dwa pisklęta.
Nasze balkonowe gołębie korzystały z tego, że balkon był położony wysoko, a obok skrzynki miały od razu szparę, przez którą wlatywały i wychodziły z gniazda. W ten sposób stałem się świadkiem gołębich lęgów, podobnie jak wcześniej obserwowałem w szparze położonej wyżej, wróble – przy czym w przypadku gołębi miałem wgląd również w to, co się dzieje w gnieździe przez okno w dużym pokoju.
Ta lokalizacja gniazda na dużej wysokości, w miejscu przypominającym skalną półkę, nie jest niczym co powinno nas dziwić. Gołąb miejski wywodzi się z udomowionego gołębia skalnego. Chociaż gołąb skalny nigdy nie występował w swoim naturalnym zasięgu w Polsce, bo jest gatunkiem południowym, związanym z rejonem Morza Śródziemnego i Czarnego, to formy hodowlane przywędrowały wraz z ludźmi. Dlatego wyróżnia się gołębia skalnego i wywodzącego się od niego gołębia miejskiego. Ten drugi otrzymał około trzydziestu lat temu nową nazwę „Columba livia f. urbanus” – co oznacza dosłownie gołębia skalnego w formie miejskiej.
Wśród gołębi miejskich znajdziemy różne rodzaje ubarwienia. Są gołębie brązowe, z dużym udziałem bieli i w innych barwach, co oznacza, że wywodzą się z różnych form hodowlanych. Jednak tym co przypomina formę wyjściową miejskiej formy gołębia, jest ubarwienie. Życie na wolności i brak ingerencji hodowcy w podtrzymywanie określonych cech ptaka, sprawiają, że nim minie kilka pokoleń, potomkowie tych różnobarwnych form zaczynają wyglądać jak forma wyjściowa – czyli gołąb skalny. Spacerując po miejskich skwerach i ulicach możemy zobaczyć ptaki z dwiema ciemnymi pręgami na szarych skrzydłach oraz zielony i czerwony połysk na szyi – idealny pierwowzór gołębia skalnego. W ten sposób gołąb miejski zaczyna wyglądać jak jego protoplasta.

Co do lęgów wspomnianych przeze mnie już na wstępie, gołębie miejskie mogą do nich przystępować kilka razy w roku. W pierwszych dniach życia pisklęta są karmione tak zwanym ptasim mleczkiem. Jest to substancja wydzielana w wolu gołębia przez samca i samicę. Jej odżywczy skład zapewnia właściwy rozwój dopiero co wyklutych ptaków. Z każdego lęgu może wylecieć w świat do dwóch piskląt, które po ponad 4 tygodniach mogą już samodzielnie funkcjonować. Jednak gołębie nie mają łatwego życia. Życie w miejskiej przestrzeni, korzystanie z tych samych miejsc żerowania, a właściwie dokarmiania, co inne ptaki, sprawiają, że gołębie miejskie są szczególnie narażone na choroby i inwazje pasożytnicze. Młode ptaki mogą takiej próby nie przetrwać. Oprócz tego mają też naturalnych wrogów. Wśród nich warto wymienić jastrzębia nazywanego nie bez powodu gołębiarzem.
Gołębie miejskie oswoiły się z obecnością ludzi, bo są od niej silnie zależne. Wywodzą się w końcu ze świata przydomowych hodowli, chociaż odziedziczyły po swoich skalnych przodkach tendencję do przesiadywania na dachach, gzymsach, załomach budynków, wszędzie tam, gdzie są miejsca przypominające skalne ściany. W naturze gołębie skalne lubią też niewielkie groty. Tę cechę wykorzystali hodowcy gołębi, przygotowując gołębniki przypominające takie schronienia. Gołąb miejski jest zresztą mniej lękliwy niż inne gatunki dzikich gołębi, takie jak grzywacz. Grzywacze preferują zresztą w przeciwieństwie do gołębi miejskich drzewa. Jak pisał Jan Sokołowski o gołębiach miejskich: „Nie lęka się on ciemnych zakamarków, szybko znajduje do nich wejście i wyjście, i łatwo daje sobie radę w nowych sytuacjach”. To miało zdecydować zdaniem Sokołowskiego o tym, że to gołąb skalny, a nie grzywacz czy siniak, został udomowiony przez człowieka. Nie ma zresztą chyba bardziej kojarzonego z ludźmi gatunku ptaków. Chociaż grzywacz też coraz liczniej zaczął pojawiać się w mieście, różni się on znacznie swoim trybem życia, nawet jeśli nie jest już taki płochliwy, kiedy mijamy go w czasie poszukiwania pokarmu na trawniku przy naszym bloku. Może też równie dobrze gniazdować poza terenem zurbanizowanym.
Gołębie miejskie budzą dziś skrajne emocje. Jedni nie potrafią sobie bez nich wyobrazić miejskich parków i placów. Inni pomstują na gołębie, które ich zdaniem zanieczyszczają ściany i parapety. Gołębie miejskie nie mają takich dylematów. Pomimo ludzkiej niechęci trudno byłoby im przetrwać poza terenami zurbanizowanymi, gdzie człowiek je dokarmia i tworzy im „skalne” schronienia, w których sam mieszka.
Paweł Średziński
Cytowana literatura:
Kruszewicz A. G., Ptaki Polski, t. I, Warszawa 2008
Sokołowski J., Ptaki ziem polskich, t. II, Warszawa 1958