Rzeka Biała w czasach mojego dzieciństwa i młodości nie kojarzyła się z czystą wodą. Trafiały do niej różne zanieczyszczenia, zabarwiając miejską strugę na różne kolory. Ryby w Białej? To było wtedy trudne do wyobrażenia. „Białka,” jak o niej mówiliśmy, nie cieszyła się dobrą opinią.
Sytuacja się zmieniła. Po latach wracają do niej takie ryby jak klenie, okonie, płocie, leszcze i wiele innych gatunków, o których opowiada mi Jędrzej Grygoruk, z którym umawiam się nad Białą na wysokości ulicy Świętokrzyskiej. Jędrzej jest wędkarzem. Należy do tej grupy użytkowników rzeki, którzy są szczególnie wyczuleni na to, co się z nią dzieje. Jak pokazują przykłady z całej Polski, wędkarze należą do tej pierwszej grupy, ostrzegającej przed nadchodzącą katastrofą.
Pod niewielkim mostkiem, gdzie czekam na Jędrzeja, dostrzegam pierwsze ryby. Przelatuje zimorodek z upolowaną zdobyczą. Jego pojawienie się jest zapowiedzią tego, o czym za chwilę opowie mój rozmówca. Biała jest jak ten legendarny feniks, który pomimo tak wielu niekorzystnych zmian, odradza się tam, gdzie na to jej się pozwoli.
Jędrzej wchodzi do rzeki. Wody w niej jest bardzo mało. Spotykamy się w drugiej połowie sierpnia, kiedy miasto trapi fala upałów, a poziom wody osiąga miejscami zaledwie 20, 30 centymetrów. A jednak są takie odcinki rzeki, trochę głębsze, gdzie błyskawicznie odszukujemy pod wodą ryby.
Skoro są ryby, to znak, że woda jest czystsza niż dawniej i można do niej wejść – zaczyna Jędrzej. – Ma to związek ze zmianami dotyczącymi poprawy gospodarki ściekami, a jednocześnie są podejmowane próby renaturyzacji rzeki. Takim zrenaturyzowanym odcinkiem Białej jest jej część położona między ulicami Miłosza a Ciołkowskiego. Tam został przywrócony dawny bieg rzeki. Oczywiście nie oznacza to, że nie dochodzi do zatruwania Białej, ale są to już bardziej incydentalne niż systematyczne zrzuty. Odcinek, o którym wspomniałem był początkiem działań na rzecz renaturyzacji rzeki. W planach jest poprawa stanu kolejnych odcinków. Przywracanie rzekom zakoli, starorzeczy, spowalnianie ich biegu, sprawia, że mieści się w nich więcej wody i mają większą zdolność do oczyszczania wody z zanieczyszczeń. Jędrzej wyjaśnia, że nie jest niczym dobrym dla rzeki, jeśli z dziesięciokilometrowego odcinka, po przekopaniu i wyprostowaniu przez człowieka, robią się dwa kilometry. W ten sposób prosimy się sami o kłopoty. Mój rozmówca przypomina o nawalnych opadach, które sprawiły, że część Białegostoku, położona wydawałoby się, że nad niewielką rzeką, nagle została podtopiona z racji tego, że wcześniej ją wyprostowano i zabrano jej przestrzeń, na której mogłaby się rozlać. Budując się na terenach zabranych rzece ludzie sami proszą się o kłopoty.
Tutaj mamy zgrupowanie kiełbi – mówi Jędrzej, stojąc w rzece. – Są to ryby, które żyją w stadach. Ich obecność świadczy o tym, że w rzece jest dobra woda. Oczywiście nie jest jeszcze aż tak dobra, żeby mogły być w niej pstrągi potokowe i lipienie, które spotkamy już w rzekach Puszczy Knyszyńskiej. W Białymstoku problemem są wciąż nieczystości, które spływają z ulic i dróg, a spłukiwane z nich substancje trafiają do rzeki. Ważne jest, żeby w przyszłości woda spłukiwana z jezdni nie trafiała już do Białej. Chociaż kiełbie są rybami dość pospolitymi, są wskaźnikiem poprawy warunków w rzece. Niestety, jak widzisz wciąż są do rzeki wyrzucane śmieci. Na przykład ta opona, którą zaraz zabierzemy i oddamy do punktu selektywnej zbiórki odpadów. Dobrze, żeby każdy z nas wybierając się nad rzekę zabierał ze sobą trochę śmieci. Chociaż w pojedynkę nie oczyścimy całej rzeki, to będzie nam lepiej ze świadomością, że coś dla niej zrobiliśmy zabierając trochę śmieci.
Jędrzej przypomina o tym, jak ważna jest edukacja. Jego zdaniem już czterolatki powinny być uczone tego, czym jest rzeka. Dzieciom należy przekazywać wiedzę jak najwcześniej – mówi bez chwili zastanowienia. Jędrzej zaszczepił już zainteresowanie rzekami i przyrodą swoim dzieciom, które zabiera ze sobą w teren, jeśli tylko ma taką okazję. Chciałby też, żeby w Białymstoku odbywały się spacery dla najmłodszych, które pomogłyby im zapoznać się z Białą, która przepływa przez miasto i wyjaśniać, dlaczego i jak powinniśmy ją chronić kierując się dewizą – „tak naprawdę chronimy to co kochamy, kochamy to co rozumiemy, rozumiemy to czego się nas nauczy”. W Polsce wciąż nie doceniamy rzek i często żyjemy nie interesując się nimi. Stąd ta ważna rola edukacji i to takiej prowadzonej wśród maluchów.
Kierujemy się teraz w dół rzeki. Jędrzej przypomina, że dawniej w Białej nigdzie nie było ryb, z wyjątkiem ujścia do rzeki Supraśl. Obecnie ryby są na całej długości rzeki. Przy samych źródłach, przy stawach dojlidzkich aż do odcinka ujściowego. Tutaj widzimy klenie – wskazuje ręką kilka ryb. – Oprócz nich, tam dalej, widzimy okonia. Oczywiście są też inne gatunki. Oprócz wymienionych – płocie, wzdręgi, bolenie, szczupaki, krąpie i jeszcze kilka innych. To co cieszy i pokazuje, że sytuacja w Białej poprawia się, jest obecność ryb spokojnego żeru oraz nierzadko polujących na nie ryb drapieżnych. To przejaw pozytywnych zmian.
Pytam Jędrzeja o ryby chronione. W Białej nie stwierdzono jeszcze piskorza – odpowiada – Może to wynikać z tego, że nie były prowadzone dokładne badania ichtiofauny. Jednak najważniejsze jest to, że wracają inne ryby, a na zrenaturyzowanym odcinku, o którym wspominałem znajdują warunki również do zimowania.
Są jednak i takie odcinki Białej, gdzie zdaniem Jędrzeja jest mniej ryb. Wynika to z obecności rur spustowych z miejskich dróg. Na wysokości Jurowieckiej nie zobaczymy już tylu ryb, co w innych, lepiej zachowanych partiach rzeki, gdzie takich rur nie ma. Jędrzej chwali też bobry. Jego zdaniem wykonują świetną robotę na wszystkich białostockich rzekach. Zatrzymują wodę w dolinie rzeki, oczyszczają wodę poprzez spowolnienie jej spływu i przywracają różnorodność biologiczną. Oprócz Białej Jędrzej wymienia jeszcze Bażnatarkę i Dolistówkę. Chociaż są niewielkimi rzekami, to w przyszłości należałoby dzikie fragmenty ich dolin, gdzie jeszcze nie weszła zabudowa, objąć formą ochrony w postaci użytków ekologicznych. Będzie to również działaniem w ramach adaptacji do zmian klimatu.
Jest co najmniej kilka osób, które jak ja chodzą z wędką nad Białą – mówi Jędrzej. – Tu nie chodzi o złowienie ryb, ale o to, że sama ich obecność świadczy, że o rzekę warto dbać i rzekę warto ratować, nawet, jeśli ingerencja ze strony człowieka była bardzo duża.
Wchodzę na kolejny mostek nad Białą. Jędrzej nadal idzie środkiem rzeki, tym razem w jej górę, zarzucając co chwila wędkę. Wokół niego wciąż rozciąga się rozległa połać doliny, jeszcze niezabudowana, gdzie w czerwcu usłyszymy derkacze. Na dalszym planie majaczy miejskie osiedle. W tym obrazku mieści się cały Dziki Białystok. Miejsce, gdzie wciąż mamy szansę na ocalenie zielonych wysp w morzu rozlewającej się zabudowy.
Paweł Średziński