Przejdź do treści

Co tak w trawie „derka”?

Przyznam się, że po raz pierwszy usłyszałem derkacza nie w Białymstoku, ale nad Dolną Odrą, kiedy w czasach licealnych pojechałem na obóz ornitologiczny organizowany w Cedyńskim Parku Krajobrazowym. Dziś nie musiałbym już jeździć tak daleko. Derkacza od kilku dobrych lat usłyszę w naszym mieście!

Mam pewną słabość do derkacza. Hipnotyzuje mnie swoim głosem. Terkającym, derkającym, grającym na grzebieniu. Jak kto woli. Mogę się w ten głos wsłuchiwać godzinami. Jednak bezpośrednia obserwacja derkacza nie należy do łatwych zadań.

Z derkaczem jest jak z tajemniczym sąsiadem. Niby wiemy, że jest, skoro się odzywa swoim charakterystycznym głosem, ale wcale niełatwo o spotkanie z tym sezonowym „lokatorem” białostockich łąk i nieużytków, które zasiedla. Potrafi się dobrze ukryć wśród wysokich traw i zarośli. Jak obrazowo ujął to Jan Sokołowski w „Ptakach ziem polskich” – „Bardzo trudno daje się obserwować, gdyż w trawie po prostu nurkuje, jak w ryba w wodzie, i potrzeba przypadku, aby zerwał się przed człowiekiem”. Sokołowski dodaje, że „derkacz z nadzwyczajną wprawą przeciska się wśród trawy i pełza tuż przy ziemi, wywija się w prawo i lewo”.

Ta umiejętność ukrywania się w zaroślach wydaje się być niezbędna, jeśli popatrzymy sobie na ubarwienie derkacza. Nie ma ono specjalnych właściwości maskujących. Stąd derkacze wybierają niekoszone łąki, w których można się schować.

Zmiany w krajobrazie rolniczym i w sposobie użytkowania obszarów otwartych, sprawiły, że sytuacja derkacza zaczęła się pogarszać. Zarzucono ręczne koszenie. Nie wypasa się już krów, a łąka ma przynieść jak najwięcej biomasy i jest koszona za wcześnie, i do tego mechanicznie. Dziś są derkaczowe dopłaty dla rolników, które trochę mogą pomóc, opóźniając termin koszenia do sierpnia. Dlaczego to takie ważne? Otóż dajemy wtedy szansę podrastającym pisklętom derkacza, które w pierwszych tygodniach życia mogą stać się ofiarą ludzi.

Rys. Johann Friedrich Naumann

Chociaż derkacza trudno dostrzec, to z pewnością znacznie łatwiej usłyszeć. Ów charakterystyczny głos stoi u źródeł jego nazwy – polski derkacz i łaciński Crex crex. Łacińskie słowo crex, a polskie derkacz, wprost nawiązuje do jego „der”, „terr” i pochodnych linii melodycznych, których używa ten gatunek. Wspomniany już Sokołowski przytacza również ludowe porzekadło w derkaczowej tonacji: „Kaź-mierz żrej-perz nie-chcesz zde-chniesz jak-pies”. Nigdy nie byłem dobry w zrozumieniu tego, co autor miał na myśli próbując zapisać ptasie głosy za pomocą liter. Marek Pióro w swojej „Plamce Mazurce” pisze o leczniczych właściwościach perzu.

Cel wokalnych popisów derkacza jest jasny. Skoro go nie widać w wysokiej trawie, a szuka w niej samicy, to musi „poderkać”. I to głośno. Nie oznacza to, że idąc za derkaczowym głosem z łatwością namierzymy ten gatunek. O tym, że liczenie derkaczy nie jest łatwym zadaniem pisze Adam Zbyryt w książce „Ptaki Puszczy Białowieskiej”. „Odgłosy <<derkających>> samców niosą się daleko i często tworzą szczególną kakafonię. Poza tym ptaki obracają się wkoło, co sprawia, że raz wydają się znajdować bliżej, a raz dalej. Czasami trzeba naprawdę uważnie nadstawić uszu, a nawet zmienić punkt nasłuchu, aby dokładnie określić położenie odzywającego się ptaka. Fakt, że liczenie derkaczy przeprowadza się w nocy, dodatkowo utrudnia zadanie.”

Derkacz odzywa się bardzo donośnie. W literaturze przeczytamy, że granica górnej głośności sięga poziomu nawet 100 decybeli. Jak mówi mi Grzesiek Grygoruk, ornitolog z Towarzystwa Przyrodniczego „Dubelt”, derkacz potrafi „zagłuszyć wszystko wokół. Nie przeszkadza mu nawet głośna Trasa Generalska, która wyprowadziła ruch tranzytowy poza miejskie centrum. Są tak głośne, że słyszę je teraz z mojego balkonu na siódmym piętrze na Dziesięcinach – podkreśla Grzegorz.

Jednak derkacz nie robi tego na darmo. W końcu musi zaznaczyć swoją obecność. Podkreślić, że już tu jest, a inne samce nie mają tu czego szukać. W przeciwieństwie do samic, które ten derkający wokal ma zwabić, gwarantując przetrwanie gatunku. Im głośniej tym szanse samca na znalezienie samicy mogą być większe.

Najlepiej słuchać derkaczy między godziną 22 a czwartą rano. Wtedy derkacze dają prawdziwy popis. Kiedy już zwabi partnerkę, jak pisze Sokołowski „rozpościera wachlarzowo skrzydła, pokazuje czerwonobrązowe pola na ramionach i w pozycji pochylonej obchodzi ją dookoła”. Derkacz nie jest zresztą przykładem wierności. W sezonie derkaczowych godów nie ogranicza się do jednej samicy. Jednak nie wszystkie derkające samce znajdą partnerkę. Pomimo niepowodzenia będą wciąż derkać.

Fot. S. Yeliseev

Lęgi derkacz może wyprowadzać dwukrotnie w roku. Pierwszy odbywa się w maju. Po wykluciu pisklęta są wyprowadzane z gniazda i w dość szybkim czasie samodzielnie zdobywają pokarm i uczą się przetrwania pod osłoną wysokich traw. Od sierpnia do października derkacze nas opuszczają i lecą do Afryki Wschodniej. W ten sposób zrywają ze swoim skrytym i dość „naziemnym” trybem życia w okresie pobytu na swoich lęgowiskach. Wtedy okazują się wytrwałymi wędrowcami.

Parę osób pytało już mnie, dlaczego derkacz znalazł swoje miejsce w logo „Dzikiego Białegostoku”. Kilka miesięcy wcześniej zapytałem Grzegorza Grygoruka o to, jaki gatunek ptaka wybrałby do tego nieoficjalnego miejskiego herbu. Zaproponował mi, żebym wybrał derkacza. Z jednej strony derkacz nie kojarzy się z miastem, jest takim gatunkiem terenów rolniczych – tłumaczy Grzegorz. – A jednak jego liczebność w Polsce północno-wschodniej jest wciąż wysoka. W czasie badań przeprowadzonych przez Adama Zbyryta i Pawła Mirskiego w 2011 roku udało się znaleźć  38-43 stanowiska derkających samców w Białymstoku. To znacznie więcej niż w innych dużych polskich miastach. W Poznaniu derkacz zniknął już w połowie lat 80., w o wiele większej Warszawie jest około 25-40 rewirów derkaczy, w Łodzi niewielka populacja wynosi 5-10 par. Niestety, dziś wydaje się że derkacza w mieście możemy mieć nieco mniej niż wykazane w badaniach z 2011 roku, a to z powodu dość intensywnej zabudowy terenów, które do niedawna były pozostawione przyrodzie. Szczególnie dotyczy to niewielkich enklaw, wyrw w zwartej zabudowie miasta, gdzie pojedyncze samce rządziły kawałkiem zdziczałej łąki, a dziś stoją już bloki i zalane betonem parkingi. Badania z 2011 roku należałoby powtórzyć i sprawdzić jak teraz w naszym mieście mają się derkacze.  Na szczęście „moje” dwa derkacze z doliny Białej wciąż są obecne i przypominają jak cenna jest dolina naszej małej miejskiej rzeczki i jak ważne jest zachowanie otwartego charakteru  doliny, na kilku, wciąż ciekawych przyrodniczo odcinkach.

Nie pozostaje nic innego, jak wyjść na spacer i posłuchać derkacza. Teraz w czerwcu jest o to najłatwiej. A nadchodzący długi czerwcowy weekend wydaje się być idealną okazją.

Paweł Średziński

Cytowana literatura:

Mirski P., Zbyryt A., Liczebność i rozmieszczenie derkacza Crex crex w Białymstoku w 2011 roku, Ornis Polonica 2012, 53: 222–229
Pióro M., Plamka Mazurka. Jak ptaki odmieniły moje życie, Warszawa 2019
Sokołowski J., Ptaki ziem polskich, t. II, Warszawa 1958
Zbyryt A., Wajrak A., Ptaki Puszczy Białowieskiej. Opowieści o mieszkańcach niezwykłego lasu, Kielce 2020

Roześlij dalej!